Latem 2009 roku po kilkunastu latach pracy we Francji, Marek Motyczyński wrócił do kraju, bo dał się skusić prezesowi Azotów Puławy Jerzemu Witaszkowi, który złożył mu ofertę pracy. Po niespełna sześciu miesiącach Motyczyński spakował walizki i wrócił do Francji. Szkoleniowiec nie ukrywa, że w Puławach nie potrafił znaleźć wspólnego języka z prezesem Witaszkiem. - Kiedyś był on trenerem i może dlatego jako prezes lubi ingerować w pracę swoich następców. Ze mną było tak samo. Dlatego już nie pracuję w Azotach - mówi Motyczyński. - Ostatnio Azoty przegrały w Wągrowcu, a potem szczęśliwie wygrały u siebie z Zabrzem. Znając prezesa, porażka w Legnicy oznaczać może nerwowe ruchy w klubie. Z pewnością trener Marcin Kurowski jest pod sporą presją - dodaje.
Szkoleniowiec Miedzi zapewnia jednak, że najważniejsze są dla niego punkty. - Potrzebujemy ich, bo walczymy o awans do play off, a we własnej hali zawsze o nie łatwiej. Nie ukrywam, że jeśli wygramy, będę czuł podwójną satysfakcję. Czeka nas jednak bardzo trudny mecz z wymagającym rywalem. Azoty to bardzo wysoki i silny fizycznie zespół, grający konsekwentnie obroną 6-0 podobnie, jak Chrobry Głogów. W porównaniu do meczu w Głogowie nie możemy jednak popełnić tylu błędów w ataku. W drugiej połowie zrobiliśmy ich tam aż 13 i dlatego przegraliśmy - mówi szkoleniowiec Siódemki Miedź.
Przed sobotnią konfrontacją Motyczyński ma tylko jedno zmartwienie. Na czwartkowym treningu na ból łydki zaczął narzekać Grzegorz Garbacz, który w tym sezonie prezentuje wyborną formę. Rozgrywający wziął udział w piątkowych zajęciach, ale jego występ w sobotnim meczu nie jest pewny w stu procentach. Na szczęście pozostali zawodnicy Miedzi są w pełni zdrowia i gotowi do walki o kolejne punkty przybliżające ich do gry w fazie play-off.