Piotr Werda: Po słabym występie na własnym terenie z MMTS-em Kwidzyn chyba tylko nieliczni zakładali, że powrócicie z Zabrza z kompletem punktów. Tymczasem w meczu z Powenem odnieśliście pierwsze w tym sezonie zwycięstwo na wyjeździe.
Alosza Szyczkow: Zgadza się. Z pewnością nie byliśmy faworytami tego spotkania. Po ostatniej porażce, do Zabrza pojechaliśmy bardzo zmotywowani. Towarzyszyła nam chęć zwycięstwa, która zresztą zawsze w nas drzemie, choć czasem mecz nie układa się po naszej myśli. W starciu z Powenem mieliśmy do wypróbowania kilka nowych elementów. Udało się wcielić je w życie i z pewnością to pomogło nam w odniesieniu zwycięstwa. W starciu z MMTS-em Kwidzyn większość zawodników Nielby grała bez wyrazu. Z kolei w Zabrzu prawie wszyscy zaprezentowali się bardzo dobrze.
Czy jest więc szansa, że skończy się w Nielbie gra w kratkę? Jak dotychczas słabe występy przeplataliście dobrymi. Czy wągrowieccy kibice mogą liczyć na ustabilizowanie formy?
- Liczę na to. Mam nadzieję, że więcej nie będzie słabych spotkań w naszym wykonaniu. W zeszłym sezonie udowodniliśmy, iż potrafimy grać równo oraz wygrywać dość dużo pojedynków. Teraz właściwie już nie ma czasu na to, by grać w kratkę. Musimy sobie zdać sprawę z tego, że trzeba zacząć sobie radzić, każdy na swój sposób.
Po meczu w Zabrzu mieliście trzy dni wolnego od treningów. Gdzie spędziłeś Dzień Wszystkich Świętych?
- Pozostałem w Polsce, ponieważ nie miałem czasu nigdzie jechać. Mój najbliższy do odwiedzenia grób znajduje się co najmniej półtora doby drogi z Wągrowca. Licząc jeszcze czas na drogę powrotną, potrzebowałbym na samą podróż tylko trzech dni.
Po okresie świątecznym mieliście bardziej urozmaicone treningi niż normalnie. Trener Dariusz Molski zarządził bowiem kilka zajęć w terenie.
- Bardzo się cieszę, że mieliśmy ten bardzo krótki okres bez meczu ligowego, ponieważ zmęczenie dawało się we znaki. Po starciu z Zabrzem mieliśmy trochę luźniejszy tydzień. Natomiast teraz przygotowujemy się do następnego spotkania.
Czwartkowy mecz pucharowy z Orlen Wisłą nie będzie raczej waszym priorytetem. Będziecie traktowali go jako trening przed sobotnim, ważnym starciem ligowym z Warmią Olsztyn?
- Tak, choć przypuszczam, że żaden z nas nie będzie chciał poddać tego spotkania i nie walczyć. Natomiast nie będziemy się zabijać. Ten mecz jest dla nas raczej mało ważny. Podejmując w nim duży wysiłek, ciężko będzie nam potem walczyć z Olsztynem i nasza szansa na zwycięstwo wówczas będzie znikoma. Trzeba zdobywać punkty ligowe. Jak najlepsze przygotowanie do sobotniego starcia jest w naszym przypadku priorytetowe.
Kogo obstawiasz w roli zwycięzcy sobotniego spotkania: Nielbę, czy Warmię?
- Nigdy nie obstawiam, ponieważ sport jest zależny od dyspozycji zawodników danego dnia, sędziów itd. Uważam, że w tej chwili obie drużyny grają na podobnym poziomie. Myślę, że to będzie spotkanie dnia: kto będzie w lepszej dyspozycji, ten wygra.
W meczu z Zabrzem Nielba zastosowała nową formację w obronie. Widać, że zdała ona egzamin. Sądzisz, że nowe ustawienie defensywy, może się przyczynić do tego, że MKS na ligowych parkietach będzie trudniejszym i bardziej wymagającym rywalem?
- Jest to właściwa droga do sukcesu. Patrząc z perspektywy zawodnika, każda zmiana w trakcie meczu powoduje delikatne rozkojarzenie przeciwnika. Dla rywala niespodzianką jest to, w jaki sposób my zagramy. Jeżeli stać nas na zagranie dwoma, a nawet trzema systemami obrony, to ja to popieram. System 5-1 wymaga więcej umiejętności. Uważam, że my je posiadamy, ponieważ w ostatnim spotkaniu ligowym, dzięki dobrej pracy Łukasza Białaszka na jedynce oraz porozumieniu z tyłem obrony, gracze z Zabrza nie mogli się przez nas przedrzeć.
Jaka jest twoja aktualna dyspozycja?
- Jest dobra. Psychicznie może teraz będzie trochę więcej odpoczynku i ta dyspozycja po przerwie będzie jeszcze lepsza. Mam nadzieję, że nikomu z drużyny nic złego się nie przydarzy, choć wiadomo, że jest to piłka ręczna, czyli dyscyplina bardzo urazowa. Nie można na nic liczyć, trzeba tylko uważać i robić wszystko, by uniknąć kontuzji.