Krzysztof Łyżwa: Zagraliśmy katastrofalnie

Krzysztof Łyżwa był najskuteczniejszym zawodnikiem Azotów w meczu z kieleckim Vive. Utalentowany rozgrywający rzucił wicemistrzom Polski sześć bramek pokazując, że już niebawem może stać się kluczowym elementem puławskiego rozegrania.

Łyżwa trafił nad Wisłę latem, jako jeden z czołowych graczy ligi czeskiej. - To ambitny zawodnik, który potrafi zaskoczyć przeciwnika rzutem lewą ręką i ma bardzo dobry przegląd sytuacji na boisku. Na treningach wszystkie ćwiczenia wykonuje z pełnym zaangażowaniem, a mimo młodego wieku ma już spore doświadczenie zebrane w trakcie gry w lidze czeskiej i młodzieżowej reprezentacji Polski - chwalił swojego młodego podopiecznego trener Marcin Kurowski.

Latem były gracz HCB Karvina prezentował się nieźle, w trakcie turnieju w Dzierżoniowie doznał jednak urazu i w PGNiG Superlidze zadebiutował dopiero w drugiej kolejce w Kwidzynie. Początkowo grywał ogony, z meczu na mecz jego dyspozycja rosła i przed starciem z Vive miał już na swoim koncie dwadzieścia sześć bramek. Spotkanie z wicemistrzami Polski rozpoczął na ławce, gdy już jednak pojawił się na parkiecie, stał się motorem napędowym akcji Azotów. Nie bał się rzucać, szukał szczęścia z trudnych pozycji, zdobył sześć bramek. Na boisku wciąż widać, że brakuje mu doświadczenia, a głowa czasem się gotuje, jego pozycja w zespole rośnie jednak z tygodnia na tydzień.

W meczu z Vive Łyżwa był jedynym graczem gospodarzy, który zasłużył na wyróżnienie. Rywale kompletnie zdominowali bowiem przebieg boiskowych wydarzeń i już do przerwy prowadzili różnicą dziesięciu trafień. - Pokazali nam prawdziwą lekcję piłki ręcznej i musimy wyciągnąć z tego meczu wnioski - nie ma wątpliwości Łyżwa. - Zagraliśmy katastrofalnie. W spotkaniu z takim przeciwnikiem nie można dać narzucić sobie szybkiego tempa gry, bo potem wszystko kończy się tak, jak w sobotę - przyznaje 21-latek.

Dlaczego Azoty spisały się tak źle? - Obrona kompletnie nie funkcjonowała, rywale wjeżdżali sobie do szóstego metra i kończyło się tak, jak się kończyło. Ciężko cokolwiek na ten temat więcej powiedzieć. Popełnialiśmy dziecinne błędy, piłka nam wypadała, a Vive kontrowało. Nie wykorzystaliśmy ponadto kilku stuprocentowych okazji, a przy rywalu tej klasy takie sytuacje trzeba rzucać, bo inaczej nie ujedziesz.

Puławianie przegrali pierwszy w tym sezonie mecz na własnym parkiecie, w lidze wciąż trzymają się jednak podium, bo punktów w ten weekend nie zdobyły Chrobry i Stal. Za tydzień Azoty zagrają w Lubinie, gdzie o dwa punkty będzie szalenie ciężko.

Komentarze (0)