Piotr Masłowski: Pokazaliśmy, że potrafimy grać

Po trzech ligowych meczach bez zwycięstwa Azoty Puławy wreszcie przerwały słabszą serię i po zwycięstwie nad MMTS-em Kwidzyn zespół Marcina Kurowskiego wrócił na trzecie miejsce w tabeli.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

- Miejmy nadzieję, że tą pozycję uda się utrzymać jak najdłużej. Mecz z Kwidzynem pokazał, że potrafimy grać w piłkę ręczną i bardzo cieszymy się z tego zwycięstwa - nie kryje rozgrywający Azotów, Piotr Masłowski.

Puławianie rozegrali w środę jeden z najlepszych meczów tej jesieni. Tradycyjnie rywale mieli ogromne problemy z ich szczelną formacją obronną, ale tym razem wreszcie zaskoczył atak. Zespół Kurowskiego rzucił MMTS-owi aż 34 bramki, osiągając tym samym najlepszy rezultat w trwającym sezonie, wyżej Azoty nie pokonały żadnego rywala, porównywalną ilość goli zdobywając w Wągrowcu (31) i Ciechanowie (30).

- Przede wszystkim zaskoczyliśmy rywala twardą obroną i to przyniosło efekt - nie ma wątpliwości Masłowski. Pytany o słabszą postawę przeciwnika i dużą ilość błędów popełnionych przez drużynę Krzysztofa Kotwickiego, tłumaczy je dobrą grą własnego zespołu. - Nie powiedziałbym, że bawili się w świętego Mikołaja, na pewno przyjechali do nas z wolą walki i chęcią zwycięstwa. Po prostu postawiliśmy im trudne warunki. Mieli dużo strat, ale to przecież z czegoś wynika, nasi obrońcy zmuszali ich do tego, żeby oddawali piłki - nie ma wątpliwości były gracz Piotrkowianina.

Kilka dni wcześniej Azoty okrutnie męczyły się w meczu pucharowym z chorwackim Bjelovarem, a wpływ na gorszą grę puławian w pierwszym meczu trzeciej rundy Challenge Cup miała wysoka obrona preferowana przez bałkańskich rywali. - MMTS zagrał bardziej płasko, ale ciężko powiedzieć, czy to było jakieś ułatwienie. W ataku graliśmy po prostu to, co założyliśmy i obrona rywala nie miała dla nas żadnego znaczenia.

W sobotę Masłowski i koledzy zwyciężyli z dużym trudem, w lidze na wygraną czekali ponad miesiąc. Teraz nie dość, że udało się przerwać słabszą serię i ograć niewygodnego rywala, to puławianie dokonali tego w stylu efektownym i przekonującym. W tabeli wrócili za plecy Vive i Wisły, a jako, że tej jesieni zagrają jeszcze z Warmią i Jurandem, mają spore szanse, by przerwę w rozgrywkach spędzić na podium.

Zanim do tego dojdzie, zespół czeka jednak jeszcze pięć spotkań, obok ligi i Challenge Cup puławianie powalczą bowiem także o awans do Final Four Pucharu Polski. Zdaniem Masłowskiego duża ilość meczów wpłynie na drużynę pozytywnie. - Na pewno jest to dobre. Wcześniej wypadliśmy z tego rytmu meczowego i wszyscy wiemy, jak to wyglądało. Porażka, remis, porażka... Utrzymanie koncentracji co trzy dni jest ciężkim zadaniem, ale przecież po to się trenuje, żeby grać i w Polsce, i na arenie międzynarodowej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×