Kibice Azotów na ligowe zwycięstwo swoich zawodników czekali od miesiąca, wcześniej puławianie ulegli Vive i Stali oraz zremisowali w Lubinie. Od wyniku ważniejsze są jednak jego rozmiary, zespół Kurowskiego tak wielu bramek w tym sezonie bowiem jeszcze nie rzucił, w ataku tak dobrze jego podopieczni trwającej jesieni jeszcze nie grali.
- Pierwszy raz udało nam się naprawdę skutecznie spisać w ataku, akcje wreszcie wchodziły tak, jak miały wchodzić wcześniej - cieszy się szkoleniowiec puławskiej siódemki. Po kilku słabszych występach przełamał się Michał Szyba, rzutów z drugiej linii nie bali się Dmytro Zinczuk i Piotr Masłowski, skrzydłowi i kołowi wreszcie przestali marnować stuprocentowe sytuacje. Do siatki rywali trafiali i Paweł Grzelak i Mateusz Kus, świetny występ zaliczył Michał Bałwas, a słabiej spisał się jedynie od dłuższego czasu szukający formy Wojciech Zydroń.
- Ten przełom musiał kiedyś w końcu nastąpić. Późno, bo późno, ale jest - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Kurowski. - Skuteczność i gra w ataku czasami po prostu wołała o pomstę do nieba. Na treningach próbowaliśmy różnych sposobów, żeby to poprawić, i w psychice, i w technice... Teraz wreszcie coś drgnęło i oby to nie był jedyny taki mecz w tym sezonie - uśmiecha się szkoleniowiec Azotów.
Szczegółów wykonanej pracy i przyczyn przełamania Kurowski zdradzać nie chce, żadnej wątpliwości nie ulega jednak to, że przytrafiła się ona puławianom w perfekcyjnym momencie. Jesienna część rozgrywek znalazła się na finiszu, przed Azotami jeszcze dwa spotkania które rozstrzygną o miejscu, z którego zespół startować będzie wiosną oraz dwumecz z NMC Powen Zabrze o pierwszy w historii klubu awans do Final Four Pucharu Polski. Do wydarzenia najistotniejszego dojdzie jednak już w najbliższą sobotę, gdy nadwiślański zespół zagra w Chorwacji o być albo nie być w Challenge Cup. W poprzednim sezonie Azotom udało się dotrzeć do ćwierćfinału europejskich rozgrywek, teraz więc odpadnięcie już w trzeciej rundzie byłoby dużym rozczarowaniem.
- Taki mecz jak ten z Kwidzynem wprowadzi spokój w nasze poczynania, takie zwycięstwa budują - wyjaśnia Masłowski. W pierwszym meczu z Bjelovarem właśnie pewności i rozwagi zabrakło puławianom, który pod bramką rywala grali chaotycznie, a bramki tracili po głupich stratach i szybkich kontrach rywali. Jeśli w rewanżu atak ponownie zaskoczy, puławianie nie powinni mieć z Chorwatami większych problemów.