GSPR przegrał wyraźnie w Gdańsku. Co było tego przyczyną? - O naszej porażce zadecydowała przede wszystkim gra obronna gdańszczan. W ich poczynaniach było widać ogromną wolę walki i zaangażowanie. Robili to bardzo dobrze od 10 minuty, bo my zaczęliśmy całkiem przyzwoicie. Mieliśmy kontratak, po którym mogliśmy prowadzić już trzema bramkami, jednak tego nie wykorzystaliśmy - opisał Paweł Kaniowski, trener GSPR-u Gorzów Wielkopolski. - W pierwszej połowie nie wykorzystaliśmy czterech rzutów karnych i leżało to głęboko w głowach zawodników, którzy się już z tego nie podnieśli. W drugiej połowie jeszcze bardziej się zdeprymowali sytuacją i nie mogliśmy wypracować sytuacji, a jak już się to udało, to na przeszkodzie stał bramkarz - dodał szkoleniowiec.
Gorzowianie przed meczem w Gdańsku mieli znakomitą passę, natomiast Spójnia Wybrzeże przegrała trzy mecze z rzędu. Mimo to, nie było mowy o lekceważeniu rywali. - Mieliśmy już ostatnio trudne spotkanie, gdyż dopadły nas kontuzje i nie mogliśmy grać w pełnym składzie - wytłumaczył Kaniowski. - Teraz było to widać w naszej grze ofensywnej, która wyglądała bardzo słaba. Trzeba liczyć na to, że nasi zawodnicy wyzdrowieją i trochę bardziej ułożymy grę. Wiedzieliśmy, że Gdańsk gra taką obroną i to zadecydowaliśmy - stwierdził.
Przed meczem Kaniowski spodziewał się z pewnością bardziej wyrównanego spotkania. - Nikt nie zakłada tak wysokiego wyniku. Ten mecz zaczęliśmy całkiem przyzwoicie i sami sobie dużo napsuliśmy przez nieskuteczność. Jeżeli się nie rzuca i traci piłki, to idą tez kontrataki i to rzecz naturalna w piłce ręcznej. Nie daliśmy rady pokonać szczelnej defensywy - znalazł receptę Paweł Kaniowski, który wypowiedział się też odnośnie atmosfery w szatni GSPR-u w przerwie meczu. - W piłce ręcznej 5-6 bramek to nie jest aż taka przewaga. Wiadomo było, że będzie ciężko ale mimo wszystko nastawienie było jak najbardziej bojowe - zakończył trener gorzowskiego klubu.