Wtorkowy mecz SPR-u Lublin z Zagłębiem Lubin był pojedynkiem dwóch niepokonanych dotąd zespołów w PGNiG Superlidze. Zapowiadało się więc wyrównane spotkanie. Niestety tym razem licznie zgromadzona publiczność przeżyła ogromne rozczarowanie bowiem mistrzynie Polski okazały się zdecydowanie lepsze, wygrywając 36:23 (18:9). - Przegrana trzynastoma bramkami to wstyd, szczególnie przed tak licznie zgromadzoną dzisiaj publicznością, która liczyła na naszą wygraną a jeśli nawet nie, to przynajmniej na widowisko - przyznała samokrytycznie Dorota Małek, którą zobaczyliśmy na boisku po ponad rocznej przerwie. - Dziś po raz pierwszy pojawiłam się w zespole, który niestety przegrał. Nie wiem czy to taka zła wróżba na przyszłość - dodała z uśmiechem.
Lubelska rozgrywająca mimo tak długiej absencji pozostawiła po sobie dobre wrażenie, choć jak sama przyznała dużo jej jeszcze brakuje do pełnej dyspozycji. - Ja tak naprawdę nie powinnam dzisiaj w ogóle wystąpić. Rozbrat z piłką ręczną powoduje, że człowiek trzy razy zastanawia się zanim podejmie decyzję na boisku. Tam niestety nie ma na to czasu i tego mi przede wszystkim jeszcze brakuje - stwierdziła zawodniczka. Szansą na to by lepiej poczuć się na boisku będą dwa najbliższe mecze, z Finepharmem Polkowice i Pogonią Baltica Szczecin. - Myślę, że trener liczy na to, że pogram trochę więcej żeby nałapać rytmu meczowego - dodała.
Po wtorkowym mecz wielu widzi w Zagłębiu już pewnego faworyta do złotego medalu. - Takie spekulacje zanim nie skończą się rozgrywki wydają mi się nieuzasadnione, bo ja przypomnę niektórych znawców piłki ręcznej przed tym sezonem, którzy obstawiali, że SPR nie będzie się w ogóle liczył w walce o medale. Rok temu o tej porze miałyśmy na swoim koncie więcej porażek niż ta jedna z Zagłębiem Lubin, także poczekajmy do końca rozgrywek z wyrażaniem takich opinii. Faza play-off rządzi się swoimi prawami i to Zagłębie oczywiście jest faworytem, ale ja wierzę, że my jeszcze się będziemy liczyły w walce o złoto - zakończyła.