Przemysław Krajewski powołany został w grudniu ubiegłego roku do drugiej kadry Polski. Krótko przed świętami brał udział z reprezentacją w turnieju międzypaństwowym na Słowacji. - Pojechałem na zgrupowanie jako zawodnik rezerwowy. Nie byłem brany bowiem wcześniej pod uwagę jako gracz do szerokiej kadry składu podstawowego. Myślę, że w turnieju pokazałem się z nienajgorszej strony. Uważam jednak, że zawsze może być lepiej - wyjaśnia nielbista.
Jak wyjawił skrzydłowy Nielby, kadrowicze jeden trening odbyli w Chorzowie, drugi przeprowadzili bezpośrednio przed samym turniejem, już na Słowacji. Podczas zawodów, nie było więc zgrania pomiędzy graczami naszej kadry. - Udało nam się wygrać pierwszy mecz - z Czechami, chociaż do przerwy przegrywaliśmy. Grałem na środku rozegrania po równo z Dawidem Przysiekiem, gdyż nie było zawodników na tej pozycji - wspomina Krajewski.
Niestety, w drugim meczu, tj. ze Słowacją, pod koniec pierwszej połowy nielbista doznał kontuzji palca. - Byłem wówczas w obronie. Kiedy atakował zawodnik drużyny przeciwnej, palec zawinął mi się w koszulkę. Poczułem ból i zszedłem z boiska - sięga pamięcią wstecz szczypiornista.
Lekarz uznał, iż Przemysław Krajewski przez pięć tygodni powinien mieć usztywniony palec i nie dopuszczać do siebie żadnego kontaktu z piłką. Nielbista nie przychylił się jednak do wskazówek lekarza i wystąpił w sobotnim sparingu z pierwszoligowym Grunwaldem Poznań. - Zagrałem, gdyż czułem się dobrze. Ten uraz nie przeszkadza mi w grze. Staram się nie nadwerężać palca, tak, aby wyzdrowiał. W sparingu z Grunwaldem grałem na lewym skrzydle. Gdyby wystąpił też Bartek Biniewski, to być może spędziłbym na parkiecie mniej czasu. Nie myślałem o kontuzjowanym palcu. Sądzę, że zagrałem nieźle, chociaż zawsze może być lepiej. Rywal nie należał do tych najbardziej wymagających. Mieliśmy do wykonania założenia taktyczne. Nie wszystko się udało, ale mimo to wyszło nam dobrze - ocenia.