- Jeśli myśli się o zadomowieniu w górnej części tabeli, to mecze grane z bezpośrednimi przeciwnikami trzeba wygrywać, zwłaszcza u siebie - przyznawał przed tygodniem w rozmowie ze SportoweFakty.pl trener Azotów, Marcin Kurowski. Jego podopieczni mają za sobą dwa mecze prawdy, egzamin zdali śpiewająco i wciąż mają szansę na realizację celów, jakie na starcie sezonu nakreślił drużynie zarząd puławskiego klubu.
Przed rokiem Azoty miały zakończyć rozgrywki w czołowej piątce, na miejscu gwarantującym udział w europejskich pucharach. Teraz - wraz z letnim zaciągiem transferowym i zakontraktowaniem Masłowskiego, Krzysztofa Łyżwy i Michała Bałwasa - wymagania wzrosły. Puławianie po zasadniczej część rozgrywek mają być w czołowej "czwórce", co otworzy drużynie perspektywę walki o medal mistrzostw Polski.
Azoty nowy sezon zaczęły świetnie, później przyszedł jednak kryzys, w siedmiu kolejnych ligowych meczach podopieczni Kurowskiego wywalczyli tylko trzy oczka i realizacja założeń stanęła pod znakiem zapytania. Kluczem do tego, by powrócić do gry o rozstawienie w fazie play-off, były zwycięstwa w domowych meczach z Chrobrym i Nielbą. - Plan wykonaliśmy. Miały być cztery punkt i są cztery punkty - cieszy się Masłowski.
Na razie puławski zespół wrócił jedynie na odpowiednią ścieżkę, droga do sukcesu jest jeszcze daleka. Do końca fazy zasadniczej ligowych rozgrywek pozostały cztery mecze, na wpadkę pozwolić można sobie tylko w wyjazdowym starciu z Vive. - Na razie musimy się skoncentrować na najbliższym spotkaniu z Powenem. Myślę, że to będzie jeszcze cięższy mecz, niż te dwa u siebie z Chrobrym i Nielbą, ale będziemy się do niego spokojnie przygotowywać i mam nadzieję, że Zabrze będzie dla nas szczęśliwe - mówi rozgrywający Azotów.
Z beniaminkiem puławianie zagrają dopiero za półtora tygodnia, wcześniej w Kwidzynie Stal zmierzy się z MMTS-em, a wynik tego meczu może mieć dla Azotów kluczowe znaczenie. Mielczanie w ligowej tabeli wyprzedzają puławian o trzy oczka, zespół Krzysztofa Kotwickiego ma dwa punkty więcej. Terminarze całej trójki stoją na podobnym poziomie trudności, zwycięzcę sobotniego meczu dogonić drużynie Kurowskiego będzie więc już bardzo ciężko.
- Nie bawię się w żadne kalkulacje. Musimy liczyć przede wszystkim na siebie, tylko na tym się koncentrujemy - podkreśla Masłowski, pytany o mecz Stali z MMTS-em. Na wygraną gości liczy za to trener Kurowski. - Stal ma trzy punkty więcej i dla nas byłoby lepiej, gdyby to oni zwyciężyli. Przede wszystkim powinniśmy się jednak skupić na własnej grze i wygrać, to co do nas należy.