W sobotni wieczór ASPR nie miał nic do powiedzenia w starciu przeciwko AZS-owi. Prowadził tylko raz, tuż na początku zawodów. Później na parkiecie dominowali już tylko gospodarze, przejmując kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. Koncentrację i dobrą dyspozycję utrzymali niemalże do ostatniej syreny. Jedynie w ostatnich kilkudziesięciu sekundach w ich szeregi wkradło się rozluźnienie, które wykorzystali goście z Zawadzkich. Zmniejszyli wówczas stratę do pięciu goli.
Jeden z bohaterów tego spotkania, bramkarz Piotr Bury, w wypowiedzi dla radomskiej Gazety Wyborczej nie przecenia swoich zasług. - Na mój dobry mecz złożyła się pomoc w obronie ze strony chłopaków - podkreśla. Golkiper chwali Pawła Przykutę, najskuteczniejszego, obok Grzegorza Mroczka, strzelca zespołu.
- Od początku mieliśmy przewagę. Nie musieliśmy "gonić" wyniku, jak to było chociażby w Końskich - przypomina bramkarz. Wówczas radomianom nie udało się odrobić strat, a to ze względu na bardzo kiepską pierwszą połowę. W minioną sobotę podopieczni Romana Trzmiela tego błędu już nie popełnili - od pierwszego gwizdka sędziego byli skoncentrowani.
Zapytany o szanse utrzymania pierwszej ligi dla Radomia, Piotr Bury odpowiada: - Na razie trudno coś konkretnego na ten temat mówić. Trzeba obserwować także inne pojedynki - przyznaje. Jako minimum, potrzebne do osiągnięcia celu, mówi o dwóch-trzech zwycięstwach.
Źródło: radom.gazeta.pl