- Zabrakło nam zdrowia, bo mieliśmy węższy skład i mniej zawodników na zmianę - nie kryje rozgrywający Miedzi Paweł Gregor. Jego zespół przespał pierwsze minuty i przez całe spotkanie musiał gonić rywali, którzy konsekwentnie utrzymywali nad legniczanami kilka bramek przewagi. Stan dwumeczu podopieczni Marka Motyczyńskiego wyrównali w samej końcówce, finałowe minuty należały już jednak do gospodarzy.
Legniczanie ulegli, ze swojej postawy mogą być jednak zadowoleni, bo przed meczem powszechnie skazywani byli na pożarcie. - Cieszymy się, że powalczyliśmy i że nie daliśmy się skompromitować. Pokazaliśmy, że mamy charakter i potrafimy grać w piłkę ręczną - nie ma wątpliwości Gregor.
- Rywale chcieli na nas usiąść od początku, skoczyć i potem spokojnie dowieźć wygraną do końca - relacjonuje rozgrywający Miedzi. - Słyszałem, że chłopaki z Puław ciężko się do tego meczu przygotowywali i mieli duże ciśnienie na wygraną, bo prezes klubu uważa piąte miejsce za konieczność. Byli bardzo zmotywowani, a to nie zawsze pomaga dobrze grać i oddawać celne rzuty. W ich grze pojawiły się błędy i zmęczenie - wyjaśnia w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Sam Gregor w mecz wszedł przeciętnie, rozkręcał się jednak z minuty na minutę, popis gry dając przede wszystkim w drugiej połowie. W sumie młodzieżowy reprezentant Polski rzucił puławianom pięć bramek. - Próbowaliśmy jak najlepiej powalczyć, mieliśmy jednak tylko jednego kołowego, nie mamy leworęcznego rozgrywającego, musimy całą prawą stronę opędzić trzema zawodnikami. Staraliśmy się jak mogliśmy, sensacja była blisko, ale w końcówce zabrakło chłodnych głów - mówi Gregor.
O siódme miejsce jego zespół zagra z Chrobrym Głogów. - Będziemy walczyć, chociaż mamy wąski skład i jesteśmy trochę zmęczeni. Nie spuścimy jednak głów, nie schowamy ich w piasek i jeśli tylko wydarzy się okazja, to mam nadzieję, że zdołamy ją wykorzystać - zapowiada utalentowany rozgrywający. Z zespołem Zbigniewa Markuszewskiego legniczanie zmierzą się w połowie maja.