Dla obu ekip było to szóste starcie w tym sezonie - wcześniej za każdym razem wygrywali gospodarze. Obie drużyny, obok starć ligowych, mierzyły się także w Pucharze Polski, a ćwierćfinałowy dwumecz na swoją korzyść rozstrzygnęli podopieczni Marcina Kurowskiego. Puławianie po wizycie w Zabrzu musieli na własnym parkiecie - podobnie jak teraz - odrobić trzy bramki straty. Wówczas pogoń zakończyła się sukcesem.
Przed starciem sobotnim sympatycy puławskiej siódemki zbyt wielu powodów do optymizmu nie mieli, drużynę zdziesiątkowały bowiem urazy. Z powodu kontuzji w protokole meczowym zabrakło miejsca dla Kirila Koleva, Michała Szyby, Pawła Grzelaka i Dmitrija Afanasjewa, a w ostatniej chwili do zdrowia doprowadzić udało się Krzysztofa Tylutkiego i Mateusza Przybylskiego. Zabrzanie podobnych kłopotów nie mieli i to oni przed pierwszym gwizdkiem wydawali się być faworytem gry o piątą lokatę.
Gospodarze - napędzani świetna grą Macieja Stęczniewskiego - szybko rzucili się do odrabiania strat. Doświadczony golkiper Azotów z pierwszych sześciu rzutów przyjezdnych odbił pięć, a cztery razy piłkę do bramki Artura Banisza skierował Piotr Masłowski. Mecz stał na niezłym poziomie, gra z obu stron była jednak szarpana, w ciągu pierwszego kwadransa co chwila na parkiecie meldowały się bowiem służby medyczne.
Gracze Kurowskiego w pewnym momencie prowadzili już różnicą trzech trafień, wówczas na parkiecie pojawił się jednak jeden z bohaterów pierwszego meczu, Sebastian Kicki. Zabrzański golkiper zastopował rozgrywających Azotów, trzy karne na bramki zamienił Remigiusz Lasoń i na tablicy świetlnej pojawił się remis, ostatecznie jednak to gospodarze - dzięki Masłowskiemu, Stęczniewskiemu i Tylutkiemu - na przerwę schodzili z jednym trafieniem zaliczki.
Wspomniane trio dało w sobotę prawdziwy popis gry. Mecz momentami przypominał koncert trzech tenorów, Masłowski i Tylutki do siatki trafiali z każdej pozycji, a Stęczniewski odbił blisko połowę piłek. Wśród zabrzan kroku dotrzymywali im Kicki i Lasoń, na kole pokazał się Dominik Droździk, a swoje trzy grosze dorzucił także doświadczony Sebastian Rumniak. W samej końcówce więcej sił i koncentracji zachowali puławianie, zwyciężając różnicą siedmiu bramek.
Azoty Puławy - NMC Powen Zabrze 32:25 (14:13)
Azoty: Stęczniewski, Wyszomirski - Zinczuk 4, Kus 3, Tylutki 7 (2/2), Płaczkowski, Bałwas, Masłowski 16 (4/4), Łyżwa, Gowin 2, Kowalik, Witkowski.
NMC Powen: Banisz, Kicki - Bushkov 1 (0/1), Rumniak 3, Nat 1, Niedośpiał 2, Droździk 3, Stodko, Marhun 1, Lasoń 11 (5/5), Mokrzki 1, Kryszeń 2, Piątek.
Kary: Azoty - 14 min. (Stęczniewski, Kowalik, Gowin, Kus, Tylutki - 2 min., Witkowski - 4 min.) oraz NMC Powen - 12 min. (Rumniak, Piątek, Stodko, Garbacz - 2 min., Niedośpiał - 4 min.)
Widzów: 600.
Sędziowie: S. Pelc, J. Pretzlaf (obaj Rzeszów).
A co do meczu szacun dla Masłowskiego 16 bramek w Ekstraklasie to jest wyczyn. Ale świadczy to też o słabości Azotów Czytaj całość