Kamil Kołsut: Dlaczego opuszczasz Puławy? Jeszcze kilka miesięcy temu zapowiadałeś, że chciałbyś zakończyć w tym mieście sportową karierę i osiąść tam na stałe.
Grzegorz Gowin: Od stycznia cztery razy byłem w klubie, przedstawiłem tam swoje warunki. Niby początkowo byliśmy dogadani na rok, później się jednak wszystko pozmieniało, na koniec nie dostałem żadnej odpowiedzi i zacząłem szukać nowego pracodawcy. Już wcześniej trochę rozmawiałem, żeby nie zostać na lodzie. Jakiś czas temu pojechałem do Lubina na pożegnalny mecz Piotrka Obrusiewicza i Pawła Orzłowskiego, podyskutowaliśmy i akurat wyszło tak, że przez dwa najbliższe lata będę grał dla Zagłębia.
Jeszcze w poprzednim tygodniu klub miał ponoć negocjować z tobą kwestię przedłużenia wygasającego kontraktu.
- Tak, przedstawiłem tam swoją propozycję, bo nie chciałem wyjeżdżać z Puław, chciałem tam zostać, osiedlić się, pomóc na ile mogę, a później popracować z młodzieżą w szkole czy na hali. Niestety, prezes miał inną wizję i inne plany.
I w tych planach miejsca dla Grzegorza Gowina nie było.
- Zawsze są jakieś plusy i minusy. Żona pochodzi z Lubina i jest bardzo zadowolona, a ja też mam dobre wspomnienia z tego miasta. Grałem tam jakiś czas temu przez dwa lata i nie przyjeżdżałem w ciemno. Wiedziałem jak to wszystko tutaj wygląda.
Na stałe przenosisz się do Lubina, czy po zakończeniu kariery planujesz powrót do domu?
- Chciałem na stałe zostać w Puławach, ale nie wyszło. Może teraz uda się osiedlić w Lubinie? Tutaj jest nieco inna polityka, bardziej szanuje się zawodników, klub pomaga, współpracuje na ile może. W Puławach jest dużo niedociągnięć. Proszę zwrócić uwagę, ilu wychowanków z ostatnich dziesięciu lat zostało w klubie...
Można chyba powiedzieć, że padłeś ofiarą nowej polityki kadrowej puławskiego klubu, Azoty konsekwentnie odmładzają skład.
- Tak to wygląda, nie pasowałem do tego planu, ale życzę chłopakom powodzenia i czekam do pierwszych meczów. Będzie można pokazać i udowodnić, czy faktycznie nie spełniałem ich oczekiwań.
Jesteś już w Lubinie, zakończony sezon możesz więc podsumować, stojąc trochę z boku. Piąte miejsce to jest dla Azotów dobry wynik?
- Z tą drużyną, którą mieliśmy na początku sezonu, to jest minimum. Gdybyśmy przez cały czas dysponowali zespołem, który mieliśmy na starcie, to mogliśmy spokojnie walczyć o brązowy medal.
Zamieszanie z kontraktem Wojtka Zydronia mocno odbiło się na zespole?
- Niestety tak. To duży minus. W tej sprawie nie chciałbym się jednak jeszcze teraz wypowiadać.
Swój pierwszy pełny sezon na trenerskiej ławce ma za sobą Marcin Kurowski. W trakcie tego roku udowodnił, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu?
- Pokazał to, zajmując z nami piąte miejsce. Bardzo się cieszę, że z nim pracowałem, bo dużo wniósł do tej drużyny i jeszcze naprawdę dużo może wnieść, jeśli tylko będzie miał wolną rękę i będzie mógł w stu procentach sam decydować o drużynie. Uczy się bardzo szybko i jestem przekonany, że będzie o nim głośno.
Z Marcinem miałeś okazję grać wcześniej w jednym zespole. Teraz do bliźniaczej sytuacji - gdy trenować będzie cię były kolega z boiska - może dojść w Lubinie.
- Trzymam za to kciuki i mam na to nadzieję. Cieszę się, że młodzi trenerzy dostają szansę, bo mogą wnieść coś nowego.
Sam się do ławki trenerskiej nie przymierzasz?
- Na razie nie. Planuję zająć się graniem, żeby pomóc drużynie.
Zagłębie tego lata także przewietrzyło skład, więc siłą rzeczy będziesz tam wychowawcą młodzieży.
- Będę najstarszym zawodnikiem. Piotrek i Paweł, którzy prowadzili drużynę na boisku, kończą karierę i potrzebowali kogoś doświadczonego. Będę się więc starał ich zastąpić, pomóc, pokierować młodzieżą.
Teraz pozostaje już tylko czekać na mecz Zagłębia z Azotami w Puławach.
- No pewnie, co tutaj ukrywać, już nie mogę się doczekać. Jak ktoś wie, że jest dobry i wie, na co go stać, to chce udowodnić to osobie, która mówi, że jest inaczej.
Grzesiek Gowin to puławiak, Wiślak oddany swojemu zespołowi. W czasach gdy z Czytaj całość