Piotr Werda: Na początku sięgnijmy do niedawnej przeszłości. W sezonie ligowym 2010/2011 byłeś zawodnikiem Nielby Wągrowiec. Jak wspominasz tamten czas?
Andrzej Wasilek: Był to okres, w którym po roku występów na pierwszoligowych parkietach trafiłem do ekstraklasowej Nielby Wągrowiec. Choć nie udało się nam awansować do play-offów, a potem musieliśmy walczyć o utrzymanie w barażach, to jednak zrealizowaliśmy swój cel i pozostaliśmy w Superlidze. Pomimo wszystko, tamten sezon był w pewien sposób udany, a już na pewno niezwykle emocjonujący. Do ostatniej kolejki walczyliśmy bowiem o każdy punkt. Czas, w którym występowałem w wągrowieckim MKS-ie wspominam pozytywnie. Tworzyliśmy zgrany kolektyw, zarówno na boisku, jak i poza nim. Chwaliłem sobie również współpracę z wągrowieckimi działaczami oraz ówczesnym trenerem nielbistów Giennadijem Kamielinem. Okres liczony od chwili, gdy podpisałem kontrakt, aż do momentu, gdy go wypełniłem w całości, oceniam jak najbardziej na plus.
Czego ciebie jako piłkarza ręcznego nauczył pobyt w Nielbie?
- Dzięki Giennadijowi Kamielinowi nabrałem dyscypliny taktycznej. Na ten element wyszkolenia szczególną uwagę zwracał nasz trener. Kamielin wręcz bezwzględnie wymagał tego od swoich zawodników. Nauczyłem się też, że w każdym meczu, niezależnie od tego, kim jest przeciwnik, czy mistrzem Polski, czy też może drużyną z dołu tabeli, walczy się od pierwszej do ostatniej minuty. Te dwa elementy, o których wspomniałem, były mi już znane wcześniej, jednak będąc w Wągrowcu umocniły się.
Jeśli dobrze pamiętam, z chwilą, gdy odchodziłeś z Nielby ożeniłeś się?
- Zgadza się. Właśnie niedawno obchodziłem pierwszą rocznicę ślubu. Grając w Nielbie poznałem swoją przyszłą żonę, która wtedy studiowała w Poznaniu. Bywałem w tym mieście na zakupach lub też odwiedzałem przyjaciół. Jest to kolejny aspekt, dzięki któremu miło będę wspominał swój pobyt w MKS-ie.
Jak potoczyła się potem twoja kariera?
- Po zakończeniu kontraktu z Nielbą szukałem sobie nowego pracodawcy. Otrzymałem kilka propozycji z kraju. Nagle pojawiła się też możliwość gry w Holandii. Gdy dotarła do mnie ta ostatnia wiadomość, to na początku nie byłem nią zainteresowany. Jednak po głębszym przemyśleniu postanowiłem, że pojadę i zobaczę na miejscu, jakie są tam możliwości. Nie znałem zupełnie tego środowiska. Pojechałem na kilka dni, odbyłem kilka sesji treningowych. Zrobiłem dobre wrażenie. Dowiedziałem się potem, jaka będzie moja rola w zespole. W ten sposób stanąłem przed ważną decyzją. Ostatecznie podpisałem kontrakt na rok.
Dobrze wspominasz występy w ekstraklasie holenderskiej?
- Gra w najwyższej klasie rozgrywkowej w Holandii była dla mnie interesującym doświadczeniem. Tamtejsza liga jest oczywiście słabsza od naszej Superligi, jednak było to poważne granie z czołówką rozgrywek.
Czy żona była z tobą w Holandii?
- Była ze mną cały ten okres. Cały czas wspierała mnie w tym, co robię. Żeby było jeszcze ciekawiej, okazało się, że pobyt w Holandii, dał mi coś niezwykle cennego - za dwa miesiące będę tatą.
Dlaczego zdecydowałeś się jednak na powrót do Polski?
- Można powiedzieć, że zadecydowały względy rodzinne. Zastanawiałem się, czy może nie zostać na dłużej w Niderlandach. Mój brat, z którym wyjechałem do Holandii, postanowił pozostać tam jeszcze na przyszły sezon. Wspólnie z żoną chcieliśmy jednak wrócić do kraju. Pojawiła się też ciekawa propozycja z Ostrovii Ostrów Wlkp., która w znacznym stopniu ułatwiła nam podjęcie decyzji.
Czy Ostrovia przystąpi do kolejnego sezonu ligowego wzmocniona?
- Mam nadzieję, że tak będzie. Oprócz mnie, w składzie pojawił się Krzysztof Martyński, który jeśli się dobrze orientuję, rozegrał bardzo dobry sezon w Grunwaldzie Poznań. Z tego, co wiem, nasz bardzo skuteczny skrzydłowy Jakub Tomczak pozostaje w składzie. To dobra wiadomość. Doszedł też Mateusz Stupiński - bardzo interesujący zawodnik. Świetnie radzi sobie w kontrze. Ma też za sobą występy w ekstraklasie. Wszyscy gracze, którzy dołączyli do Ostrovii wzmocnią skład, zarówno swoimi umiejętnościami, jak i doświadczeniem. Rokowania są takie, że najbliższy sezon może być dla nas łatwiejszy. Nie będziemy walczyć o utrzymanie, ale o coś więcej.
W pierwszej kolejce nowego sezonu zmierzycie się ze zdegradowaną do pierwszej ligi Nielbą Wągrowiec. Zagrasz więc przeciwko swoim dawnym kolegom z zespołu.
- Kiedy dowiedziałem się, z kim zmierzymy się w pierwszym meczu, to zacząłem śmiać się sam do siebie. Wyjechałem z Wągrowca do Holandii. Teraz wróciłem do kraju i już w pierwszym meczu ligowym spotkam się ze swoimi znajomymi. Będzie więc to dla mnie bardzo ciekawa inauguracja rozgrywek, która dodatkowo bardzo mobilizuje. Na pewno będę chciał pokazać się z jak najlepszej strony w nowym klubie oraz jak to zawsze bywa w takim przypadku, dobrze zagrać przeciwko dawnemu klubowi. Ciekawszego początku ligi nie mogłem sobie wymarzyć!
Kiedy rozpoczynacie okres przygotowawczy?
- Zaczynamy przygotowania wraz z początkiem sierpnia. Celem zespołu jest znaleźć się w pierwszej czwórce tabeli. Jeśli to zrealizujemy, to nie będziemy mieli do siebie żadnych pretensji. Uważam, że w zależności, jak się potoczy sezon ligowy, można powalczyć nawet o coś więcej. Moim zdaniem zawodników na to stać. Będziemy jednak przebudowanym zespołem. Wszystko będzie zależało od tego, jak szybko się zgramy i czy będziemy rozumieć się na parkiecie.