Kamil Kołsut: Jak ocenisz rewanżowy mecz eliminacji mistrzostw świata z Litwą? Zwyciężyliśmy różnicą czterech trafień, ale momentami było ciężko, wyglądaliście na zbytnio rozluźnionych, jakby w pierwszej połowie głowy zostały w szatni.
Bartosz Jurecki: Myślę, że początek był w naszym wykonaniu bardzo dobry, bo wyszliśmy do rywala agresywną obroną, zrobiliśmy parę kontr, w ataku też było nieźle. Potem w nasze szeregi wkradło się jednak trochę rozluźnienia, każdy chciał sam kończyć akcje. Odpuściliśmy w obronie, Litwini bardzo dobrze jechali jeden na jednego i ciężko było ich powstrzymać. Gdy się jednak zerwaliśmy to było widać, że mają wielkie problemy i dzięki kontrom ponownie odskoczyliśmy.
Przestój w pierwszej połowie to efekt braku koncentracji i wysokiej zaliczki z pierwszego meczu?
- Ciężko powiedzieć, bo na początek drugiej połowy wyszliśmy tak samo dobrze, jak na pierwsze minuty meczu. Byliśmy odpowiednio przygotowani taktycznie i fizycznie, więc myślę, że w tym momencie trzeba się cieszyć ze zwycięstwa, z awansu i jeszcze dużo pracować.
Po raz pierwszy od wielu lat na ławce rezerwowych zabrakło Bogdana Wenty, zespół przejął nowy-stary duet Waszkiewicz - Wleklak. Rewolucji nie było?
- Byliśmy ze sobą bardzo krótko, więc nie było czasu na wielkie zmiany w naszej taktyce. Skupiliśmy się na detalach, gdzie kto ma się ustawić, jak dany zawodnik ma zaatakować. Myślę, że im dalej w las, jeśli ta para zostanie na stanowisku, to wielkich roszad w grze nie będzie. W piłkę ręczną na świecie wszyscy grają tak samo, a o wyniku decydują niuanse.
Jeszcze parę lat temu graliście z Damianem w jednej drużynie. Jaki ma to wpływ na waszą współpracę?
- Dla mnie mnie ma żadnego problemu. Cieszę się, że Damian jest z nami razem z Danielem i bardzo chciałbym, żeby ta para dalej na stanowisku pozostała. Daniel jest bardzo spokojny, ale gdy czasem powie coś dosadnie, to człowiek od razu wie, co ma zrobić. Damian z kolei to młoda krew, burza mózgu. Może z nich wyjść wybuchowa mieszanka, z pożytkiem dla reprezentacji.
Biorąc pod uwagę zachowanie na ławce rezerwowych, impulsywność i dynamikę pracy, Wleklak momentami przypomina Wentę.
- Ciężko mi jest się wypowiedzieć, bo nie zwracałem uwagi, jak się zachowuje, ale dużo stara się podpowiadać. Gdy coś nie wyjdzie, od razu reaguje i to jest fajne.
Wasze zmagania z Litwą z wysokości trybun śledziło osiem tysięcy osób. Kibice do dobrego wyniku dołożyli swoją cegiełkę?
- Chciałbym wszystkim podziękować, bo atmosfera na trybunach była fantastyczna. W ogóle, gdziekolwiek byśmy nie grali, obojętnie w jakim rejonie Polski, kibice zawsze nas wspierają, zawsze są z nami i dzięki nim łatwiej nam się gra.
Zwycięstwem w katowickim Spodku poprawiliście wszystkim humory, bo dzień wcześniej polscy piłkarze odpadli z mistrzostw Europy.
- Oglądaliśmy ten mecz i trzymaliśmy za chłopaków kciuki, żeby wygrali i awansowali. Sport jest jednak jaki jest, czasem brutalny i trzeba z tym żyć dalej.
W piątek kongres w Monte Carlo, podczas którego rozstrzygnie się kwestia organizacji mistrzostw Europy 2016. Przed naszym szczypiorniakiem szansa na milowy krok.
- Na pewno fajnie by było. Mi już latka lecą i 2016 to bardzo daleki czas, ale chciałbym, żeby te mistrzostwa był kiedyś w Polsce i życzyłbym sobie jeszcze na nich zagrać.