Mecz od początku nie układał się po myśli gospodarzy. Podopieczni Aleksandra Malinowskiego wyszli zdekoncentrowani i od razu dali się zaskoczyć Zagłębiu. Co prawda na pierwszą bramkę Adriana Anuszewskiego kielczanie zdołali szybko odpowiedzieć, jednak kolejne 3 z rzędu trafienia gości pokazały, że nie będzie to dla Vive łatwa przeprawa. W przedmeczowych komentarzach bardzo często pojawiały się opinie, że Zagłębie po odejściu czołowych zawodników - Michała Kubisztala i Bartłomieja Jaszki, nie będzie już tak mocne, jak na jesieni. O tym jak bardzo mylili się Ci, którzy tak twierdzili można było przekonać się podczas sobotniego meczu. Podopieczni trenera Jerzego Szafrańca byli bardzo zdyscyplinowani taktycznie. Grali bardzo dobrze w obronie i wyprowadzali skuteczne kontry. Natomiast Vive grało ospale, wolno i niedokładnie. Kielczanie popełnili mnóstwo niewymuszonych błędów, nie brakowało nie celnych podań i nie złapanych piłek. Kiedy już udało się obronić którąś z akcji, to z kolei szwankował atak i wynik wciąż oscylował w okolicach 2-3 bramek na korzyść gości. Zagłębie grało bardzo twardo w obronie, umiejętnie zmieniając ją w zależności od sytuacji. Kielczanie też nie odpuszczali, dlatego kar i upomnień nie brakowało i często któraś z drużyn musiała grać w osłabieniu. W pierwszej połowie Vive tylko raz udało się zbliżyć do rywali na jedną bramkę. W 14 minucie było 6:7, jednak już po chwili goście znów odskoczyli na cztery bramki(6:10). Taka gra utrzymała się aż do przerwy, na którą gości schodzili prowadząc 15:11.
Po zmianie stron gospodarze rzucili się do odrabiania strat, jednak na niewiele się to zdało. Co prawda kielczanie szybko zdobyli dwie bramki, jednak goście nie pozostawali dłużni. Trener Aleksander Malinowski od początku tej części gry postawił na Michała Chodarę, który zmienił, zupełnie bezproduktywnego, Mateusza Jachlewskiego. Także drugi z kieleckich kadrowiczów Patryk Kuchczyński nie zaliczy tego meczu do udanych. Kuchczyński spędził na parkiecie jednak tylko kilka minut, gdyż całkiem poprawnie zastępował go Mateusz Bartczak. Niestety jasnych punktów w zespole z Kielc było w tym meczu zdecydowanie za mało. O bramkarzach i grze obronnej dla dobra samych zawodników lepiej nie wspominać. Brak pomysłu w ataku to również wielka bolączka. Vive, które nie było w stanie przedrzeć się przez obronę Zagłębia, a w drugiej części gry jedyne zagrożenie stwarzały rzuty z drugiej linii. Goście całkowicie wyłączyli z gry skrzydłowych i koło, samemu znakomicie radząc sobie w ataku, właśnie dzięki doskonałej grze z obrotowym i skrzydłami. Kielczanie co prawda raz zdołali doprowadzić do remisu po 22, jednak nie minęła chwila i wszystko wróciło na swoje miejsce. Końcówka spotkania to gra bramka za bramkę i ciągłe nadzieje Vive na odwrócenie losów meczu. Samymi nadziejami nie da się jednak wygrać spotkania, do tego potrzebny jest pomysł na grę oraz jego realizacja, a tego w tym meczu zabrakło. Gorszą wiadomością od porażki jest jednak poważna kontuzja jakiej nabawił się rozgrywający Vive, Dima Nikulenko. Nikulenko po jednym ze starć z obroną Lubinian upadł na parkiet tak niefortunnie, że prawdopodobnie uszkodził sobie bark. Szczypiornista Vive został natychmiast odwieziony do szpitala, gdzie okaże się jak poważny jest jego uraz.
Vive Kielce - Interferie Zagłębie Lubin 32:34 (11:15)
Vive Kielce: Bernacki, Kubiszewski - Rosiński 6, Chodara 5, Podsiadło 5, Nikulenkow 4, Bartczak 5, Żółtak 1, Konitz 3, Usachov 3, Kuchczyński, Jachlewski, Zaremba.
Zagłębie: Świrkula - Stankiewicz 6, Niedośpiał 5, Kozłowski 5, Tomczak 4, Paweł Adamczak 4, Obrusiewicz 3, Anuszewski 3, Kieliba 3, Orzłowski 1, Babicz, Steczek.
Widzów: 2300.