Alicja Chrabańska: Jesteś w Zabrzu dopiero od trzech tygodni, a na boisku wydaje się jakbyś współpracował z całą ekipą od wielu miesięcy. Czyżby udało się ominąć etap aklimatyzacji, zgrania z zespołem?
Mariusz Jurasik: Jestem doświadczonym graczem, więc to sporo ułatwia. Poza tym z paroma chłopakami grałem w kieleckim zespole, czy też znam ich z reprezentacji. Na pewno przyspieszyło to moją aklimatyzację, choć jeszcze nie wszystko wychodzi tak jak bym sobie tego życzył.
Jak dotąd wystąpiłeś w dwóch meczach, zaliczając dwa świetne występy. Zadziałał, poza umiejętnościami, „głód” piłki ręcznej?
- Na pewno głód jest i to wielki. Ale czy występy były świetne… Ja oceniłbym je jako dobre. Wiem, że potrafię grać dużo lepiej i przede wszystkim skuteczniej.
Dołączyłeś do zespołu z Zabrza w trudnym momencie. Prowadzenie drużyny przejął drugi trener Cezary Winkler. Pewnie i na Twoich barkach spoczął pewien ciężar doradzania kolegom…
- Dla zespołu był to na pewno trudny czas. Chłopcy nie grali tego co potrafią, a więc moje przyjście do klubu mogło tylko tę grę poprawić. Cieszę się, że wygraliśmy dwa ostatnie mecze, choć dla mnie i chyba też dla całej drużyny kluczowym spotkaniem będzie, w tej chwili, niedzielny mecz z Azotami Puławy, który pokaże nam w którym miejscu tak naprawdę się znajdujemy.
Chociaż zagraniczny wojaż skończył się szybko to miałeś okazję kilka meczów w Katarze rozegrać. Odczułeś pewną różnicę w stylach gry w Europie i krajach arabskich?
- Jeśli chodzi o zespół w którym ja grałem to poziom lub styl gry nie różnił się on praktycznie niczym od stylu europejskich zespołów. W zespole El-jaish występowało bardzo dużo zawodników z Europy, a poza tym trenerem był Chorwat. Oczywiście w Katarze są też zespoły, które mają w swoich szeregach zawodników z Afryki czy z krajów arabskich, a więc styl gry tych ekip różni się od stylu jakie preferują zespoły europejskie. Zawodnicy ci nie mają takich warunków fizycznych jak zawodnicy z Europy, muszą w związku z tym grać bardziej kombinacją piłkę ręczną niż ta znana naszym kibicom. Jeśli chodzi o zawodników z Bliskiego Wschodu i ich podejście do treningów to ciężko jest zmusić ich do większego wysiłku i do tego żeby się naprawdę spocili (śmiech).
Po powrocie raczej wolałeś o Katarze nie słyszeć. Jak teraz z perspektywy czasu traktujesz ten epizod? Nauczka, przygoda, doświadczenie…
- Jeśli chodzi o Katar to nie do nie końca był to nieudany wyjazd. Pomijając aspekt sportowy to na pewno warto było zobaczyć ten kraj, kulturę i to jak funkcjonuje.
Przy transferze do Kataru nie ukrywałeś, że skusiły Cię pieniądze. Zabrze, poza dobrą ofertą, wybrałeś ze względu na bliskość domu. Czy to jest tak, że na pewnym etapie kariery kwestie sportowe schodzą na nieco dalszy plan?
- Ja podchodzę do tego zupełnie inaczej, ponieważ jestem przekonany, że z klubem z Zabrza śmiało możemy walczyć o medal i zrobię wszystko żeby tak było.
Rozpocząłeś okres przygotowawczy w Kielcach i go przerwałeś, podobnie w Katarze. Trwały wśród kibiców dywagacje w jakiej jesteś formie. Okazało się po pierwszych meczach, że w co najmniej dobrej. Zdradzisz swój sekret na świetną dyspozycję?
- Nie mam żadnego sekretu, a jeśli chodzi o moja formę to na pewno będzie ona jeszcze lepsza, ale to już nie w tym roku kalendarzowym. Od stycznia ja, jak i cały zespół bierzemy się ostro do pracy, żeby na wiosnę grać dużo lepiej niż do tej pory.
Już na konferencji, na której został ogłoszony Twój transfer władze klubu mówiły, że w przyszłości chętnie widziałby Cię także w innej roli w klubie niż zawodnik. Masz już jakieś plany, marzenia dotyczące tej przyszłości?
- W tym momencie nie chciałbym o tym mówić i składać jakichś deklaracji. Mogę tylko powiedzieć, że po zakończeniu kariery zawodniczej zamierzam pozostać przy piłce ręcznej, a w jakiej roli to jest jeszcze sprawa otwarta.
Możemy powalczyć o medale - rozmowa z Mariuszem Jurasikiem, rozgrywającym NMC Powen Zabrze
O karierze Mariusza Jurasika można napisać już pokaźną książkę. Drugi jej tom mógłby obejmować ostatnie miesiące, epizod katarski i wreszcie znalezienie bezpiecznej przystani w Zabrzu.
Źródło artykułu: