Dla młodego piotrkowskiego zawodnika czas spędzony z kadrą to bezcenny bagaż doświadczeń. Zwieńczeniem wspólnych treningów było kilkanaście minut spędzone na parkiecie w meczu z Czechami. Z Maciejem Pilitowskim rozmawialiśmy po jego powrocie do Piotrkowa.
Tomasz Skalski: Jeszcze kilkanaście godzin temu przebywałeś z kadrowiczami, którzy w sobotę rozpoczynają walkę w hiszpańskim Mundialu. Jaka atmosfera panuje w kadrze?
Maciej Pilitowski: Atmosfera jest bardzo pozytywna. Tak naprawdę to dopiero w ostatnich dniach chłopaki skupili się na mistrzostwach. Wcześniej cała uwaga poświęcona była ciężkim treningom.
Turniej w Hiszpanii będzie w jakiś sposób próbą zmierzenia się z "legendą kadry Bogdana Wenty", która wywalczyła dwa medale na mistrzostwach świata (srebrny i brązowy).
- Nie ma tych dwóch reprezentacji co porównywać. Teraz kadra jest troszkę inna, jest w niej kilku nowych zawodników. Trzon w sumie został jednak ten sam. Myślę, że zespół jest w stanie bardzo pozytywnie wszystkich zaskoczyć.
Wróćmy do meczu z Czechami. Dostałeś w nim od trenera Bieglera możliwość debiutu w pierwszej reprezentacji. Jak oceniłbyś swój występ?
- To był trzeci mecz tego turnieju. Czekałem w dwóch pierwszych przeciwko Węgrom i Słowakom na wejście, ale się nie doczekałem. Przed spotkaniem z Czechami dostałem informację od trenera, że będzie chciał dać mi możliwość pokazania się. Chyba mnie to trochę przerosło. Miałem spocone ręce, nogi trzęsły mi się jak galareta. Widziałem później kilka urywków z powtórki. Nie wyglądało to tak jakbym sobie życzył. Ale jak to się mówi - pierwsze koty za płoty.
W jednej z akcji wyraźnie szukałeś kołowego. Gdyby na miejscu Kamila Syprzaka był kolega klubowy Marek Daćko to pewnie to podanie zakończyłoby się bramką.
- Z Markiem, co zrozumiałe, rozumiemy się o wiele lepiej niż z Kamilem. Z nim miałem mało czasu na zgranie. Na treningach było mówione, że do Kamila zagrywa się piłki górą. Ja zagrałem kozłem, więc można powiedzieć, że popełniłem błąd. Trudno, zdarza się.
Znawcy tematu mówią, że masz duże szanse być podstawowym zawodnikiem kadry podczas historycznych mistrzostw Europy, które w 2016 roku odbędą się w Polsce.
- Taki był właśnie cel tych przygotowań z chłopakami. Nie byłem przecież zgłoszony do tej szerokiej kadry 28 zawodników, z których została wybrana ostateczna kadra na mistrzostwa. Trener mówił, że ważne było abym poczuł atmosferę kadry, oswoił się z nią. Obiecał, że jeśli będę dalej prezentował się dobrze w lidze to przyjedzie na mecz do Piotrkowa żeby zobaczyć moją formę i będziemy dalej współpracować.
Jak to jest trenować wspólnie z takimi zawodnikami jak Sławomir Szmal czy Karol Bielecki?
- Jest bardzo duży stres. Na treningu trzeba się mocno skupiać, aby nie popełniać głupich błędów. Czasami koncentracja musi być podwójna, a nawet potrójna. Wiadomo trzeba się pokazać z jak najlepszej strony, aby nie odstawać poziomem od tych najlepszych.
A jak przyjęli cię w kadrze starsi, bardziej doświadczeni koledzy?
- Bardzo dobrze. W każdej sytuacji służyli pomocną radą. Nie dali odczuć tego, że mają duży staż reprezentacyjny. No może poza czymś w rodzaju chrztu bojowego. Na pewno będę tych kilka tygodni wspominał bardzo pozytywnie. Mimo, że od początku wiedziałem, iż nie mam szans wyjazdu do Hiszpanii to starałem się pracować jak najlepiej.
Turniej w Hiszpanii to ostatnia wielka impreza z udziałem Polaków bez Macieja Pilitowskiego w składzie?
- Mam taką nadzieję (uśmiech).