Jestem w stanie zrozumieć frustrację zawodników i kibiców Wisły, jestem w stanie zrozumieć też zachowanie graczy Piotrkowianina oraz tłumaczenia pani prezes tegoż klubu. Z niskiego rangą spotkania polskiej ligi wyszedł skandal, który pociągnie za sobą daleko idące konsekwencje. I choć główna dyskusja toczy się wokół (braku?) moralności zawodników z Piotrkowa, to mnie nurtuje inna kwestia - czy w Płocku wszyscy dostali chwilowej zaćmy?
Czy nikt, naprawdę nikt nie zwrócił uwagi, że karetka, która miała być w hali godzinę (sic!) przed meczem jeszcze się nie pojawiła? Czy nikt nie próbował w tej sprawie reagować? Czy w ciągu godziny nikt na dyspozytorni nie odbierał telefonu? Czym w tym czasie zajmowały się osoby czuwające w płockim klubie nad prawidłowym przygotowaniem hali do zawodów?
Żeby zobrazować tę sytuację, a raczej amatorstwo ze strony przedstawicieli Wisły, posłużę się przykładem: Czy gdyby jeden z zawodników Wisły nie powrócił ze zgrupowania kadry na czas, to nikt w klubie nie zainteresowałby się tym, że nadal go nie ma?
Lars Walther powiedział na konferencji prasowej, że "ktoś zapomniał, że to sport". W Płocku ktoś zapomniał jednak przede wszystkim o odpowiednim wypełnieniu swoich obowiązków. I nic nie dadzą tu tłumaczenia prezesa Miszczyńskiego o otrzymaniu potwierdzenia przyjazdu karetki. Zasłanianie się zasadami fair play, duchem walki i zwykłą uczciwością piotrkowskich graczy jest w tej sytuacji czystą hipokryzją.
Regulamin to sprawa pierwsza, zasady fair play druga, ale podstawą są obowiązki i ich sumienne wykonanie. Gdyby o to zadbano, nie doszłoby do tak ogromnego skandalu i medialnego poruszenia. A pan prezes niech po raz ostatni, uczciwie, odpowie przed sobą, czy aby w jego klubie dopełniono wszelkich starań, by środowy mecz się odbył?
Maciej Wojs
"Kto ucieka ten z Piotrkowa hej,hej...
Kto ucieka ten z Piotrkowa Hej,hej..."
PS.Nie dotyczy Titova i kibiców z Piotrkowa bo im po prostu nale Czytaj całość