Piłkarze ręczni Vive Kielce nawet przez chwilę nie dali gościom nadziei na podjęcie walki. Od początku zaczęli grać bardzo ambitnie i widać było, że są bardzo skoncentrowani. Kielczanie szybko objęli prowadzenie, które z każdą chwilą powiększali. Świetnie rozpoczął mecz Patryk Kuchczyński, który po 5 minutach miał już na swoim koncie cztery trafienia. Dobrze spisywał się tez w bramce Kazimierz Kotliński, choć w sumie nie było w Vive zawodnika, do którego gry można by się było "przyczepić". Początek spotkania bliźniaczo przypominał środowy mecz ze Stalą Mielec i podobnie jak w tamtym spotkaniu, gospodarze szybko wyszli na prowadzenie 7:1. Już wtedy wiadomo było, że zwycięzca może być tylko jeden, a jedyną zagadką były rozmiary wygranej. Drużyna z Kosowa miała bowiem w swoich szeregach tylko jednego zawodnika, który dorównywał umiejętnościami graczom z Kielc. Grający na prawym rozegraniu Arben Muqolli, który w swojej karierze otarł się nawet o grę w niemieckim Lemgo, jako jedyny znajdował sposób na pokonywanie kieleckich bramkarzy i na dodatek czynił to w bardzo efektowny sposób. Sam nie miał jednak szans na dotrzymanie kroku podopiecznym trenera Bogdana Wenty, którzy z każdą chwilą powiększali przewagę. Do przerwy Vive zdołało rzucić aż 24 bramki, tracąc zaledwie 9.
Druga połowa to w dalszym ciągu dominacja gospodarzy. Trener Wenta dał pograć praktycznie wszystkim swoim zawodnikom, lecz żadne zmiany nie wpłynęły na przebieg tego spotkania. Z bardzo dobrej strony pokazał się Kamil Sadowski, po którego kilku atomowych rzutach piłka wpadała do siatki razem z bramkarzem gości. Skuteczni byli także skrzydłowi Mateusz Jachlewski i Paweł Piwko, którzy raz za razem popisywali się świetnie wykończanymi kontratakami. Przewaga rosła, a kibice na trybunach zastanawiali się, czy ich ulubieńcom uda się zdobyć 50 bramek. I choć co prawda nie udało się tego osiągnąć, to nikt nie opuszczał hali zawiedziony. Kielczanie odnieśli wysokie i łatwe zwycięstwo i zapewne powtórzą to w niedzielnym meczu. Nie da się jednak ukryć, że wszyscy w klubie czekają już na piątkową konfrontację z płocką Wisłą, która będzie prawdziwym testem dla zespołu Bogdana Wenty. Niedzielny mecz będzie tylko formalnością i miejmy nadzieję, że obędzie się bez żadnych kontuzji, bo w sobotę mieliśmy okazję oglądać kilka nieprzyjemnie wyglądających urazów. Jednego z nich nabawił się Daniel Żółtak, który prawdopodobnie wybił palec i nie wystąpi w niedzielnym rewanżu. Także w drużynie Besy jeden z zawodników nie będzie w stanie grać z powodu urazu stopy. Spotkanie rewanżowe rozpocznie się również w Kielcach w niedzielę o godzinie 17.00, a na zwycięzcę rywalizacji w kolejnej rundzie PZP czeka już rumuńska Constanta.
Vive Kielce - BESA Famiglia 47:21 (24:9)
Vive: Kotlinski, Kubiszewski - Grabarczyk, Chodara 6, Zaremba 4, Podsiadło 1, Kuchczyński 5, Jachlewski 5, Piwko 8, Sadowski 6, Żółtak 1, Rosiński 6, Konitz 3, Stankiewicz 2.