Michał Gałęzewski: Przed sezonem była bardzo duża niewiadoma. O co gra AZS w tym roku?
Jerzy Ciepliński: No jak o co? Gramy o mistrzostwo Polski, przecież są to rozgrywki, które prowadzą do Mistrzostwa Polski. Mówiąc poważnie skład się zmienił, jednak wcale nie jest powiedziane, że będziemy grać gorzej. Młode zawodniczki, które dołączają do zespołu robią stały postęp, jest to optymistyczne. Dołączyły do nas dwie nowe zawodniczki - Knoroz z Ukrainy i Kowalewska, zawodniczka wywodząca się w Gdyni, grająca ostatnio w Łącznościowcu. Może pierwsze mecze nie będą dla moich zawodniczek okazją do zaprezentowania wszystkich umiejętności, bo wszystko się dopiero tworzy i trzeba rozegrać trochę spotkań, aby wszystko jakoś funkcjonowało, ale ja jestem optymistą. Z podziwem trzeba patrzeć, jak trenują, jak chcą coś osiągnąć. Pracują bardzo ciężko i bardzo je chwalę.
Jak wyglądał okres przygotowawczy do sezonu?
- Mieliśmy nietypowy okres przygotowawczy, bo na początku lipca odbywały się Akademickie Mistrzostwa Świata we Włoszech w Wenecji. Jest to nietypowy okres, bo większość polskich zawodniczek jest wtedy na urlopach, nie wszystkie chcą grać. Spadło to głównie na zawodniczki naszego klubu, a także AZS-u Koszalin które jednak z drugiej strony nabrały dzięki temu sporo doświadczenia. Nie zajęły polskie zawodniczki żadnego eksponowanego miejsca, ale przywiozły olbrzymi bagaż doświadczeń. Po tych mistrzostwach było troszeczkę przerwy, następnie pojechaliśmy na ogólnorozwojowe zgrupowanie do Zakopanego, gdzie głównie pracowaliśmy nad wytrzymałością, ale też bardzo dużo ćwiczyliśmy taktyki, techniki. Następnie braliśmy udział w turnieju w Ciechanowie, gdzie osiągaliśmy równe wyniki z zespołami Piotrcovii, Startu Elbląg i z Belgradu. Przed rozgrywkami ligowymi wygraliśmy Akademickie Mistrzostwa Polski. Było widać postęp, większą pewność. Pierwsze mecze mogą być różne, ale będziemy się docierać, a play-off to loteria i zobaczymy jak to będzie.
Czego brakuje żeńskiej reprezentacji, żeby grać tak, jak podopieczni trenera Wenty?
- Rozumnego prowadzenia reprezentacji. Trzeba spokojnej, systematycznej pracy, po której można dojść do dobrych wyników sportowych. Byłem od tego o krok kilka lat wcześniej, ale zbieg nieszczęśliwych przypadków, jak kontuzje, nieobecność zawodniczek sprawił, że sie nie udało ich osiągnąć.
Z zespołu odeszły cztery zawodniczki z podstawowego składu...
- Są to bardzo wartościowe zawodniczki, ale my już próbujemy je zastąpić. W niektórych przypadkach uważam, że zastąpimy je z korzyścią dla zespołu.
Kto je zastąpi?
- Mamy bardzo dobrą obrotową, bo Patrycja Kulwińska się doskonale spisuje. Za Naumenko będzie występowała mająca bardzo dobre warunki fizyczne Jewgienia Knoroz, leworęczna zawodniczka, która ma bardzo dobre warunki fizyczne, a także zastęp juniorek.
Jest pan bardziej optymistycznie nastawiony do pracy. Kiedyś, mimo że zespoły przez pana prowadzone były silniejsze kadrowo niż teraz podchodził pan do rozgrywek bardziej zachowawczo...
- Pracujemy na co dzień bardzo ciężko. Ta praca przynosi spodziewane efekty. Nie każda zawodniczka wytrzymuje ten cykl treningowy, ale większość rozumie, że bez ciężkiej pracy w sporcie nie ma sukcesów. Zawodniczki wierzą w swoje umiejętności, niektóre zrobiły kolosalne postępy. Predyspozycje trzeba mieć, ale najlepsze wyniki daje codzienna praca. Jest kilka zawodniczek, które już dziś mogłyby być podporą krajowej reprezentacji seniorek.
Kto będzie walczyć z wami o mistrzostwo?
- Gdyby patrzeć na potencjał kadrowy i finansowy, to jest kilka klubów, które nas dystansują. Często bywa jednak tak, że nie zawsze to decyduje o zwycięstwach, a bezpośrednia walka na parkiecie. Duży potencjał ma Lublin, Zagłębie Lubin, bardzo mocno na piłkę ręczną stawiają też Piotrcovia i Jelenia Góra. Są to główni kandydaci do walki o punkty.
A pozostałe pomorskie zespoły, jak Słupia, Start, Łączpol?
- Sezon pokaże jak to będzie wyglądało. Nie wiem w jakiej są dyspozycji, czy poczyniły postęp w ostatnim okresie.
Patrząc na wyniki i kadrę można powiedzieć, że lubi pan bardziej kreować talenty, niż pracować z oszlifowanymi zawodniczkami...
- Nie. Jeżeli miałbym okazję, to chciałbym popracować z zawodniczkami najwyższej klasy. Z takimi byłem o krok od awansu do Igrzysk Olimpijskich. To jest troszeczkę inna praca, ale przynosząca splendor.
Czy to, że pański zespół nie mógł grać w europejskich pucharach nie budziło w panu zrezygnowania?
- Zadecydowały o tym dwa czynniki. Zgodziłem się z decyzją uczelni. W pucharach trzeba mieć ustabilizowany zespół o pewnym doświadczeniu sportowym. My co roku zmieniamy skład, dochodzą zawodniczki. Tak młodym zespołem nie odnieślibyśmy sukcesów. Tu trzeba czasu na to, aby one dorównały do lepszych, bardziej doświadczonych zespołów. Druga strona to finanse. Jest losowanie, nie wiadomo z jakimi przeciwniczkami byśmy grali. Przeloty samolotami kosztują. Nie byłoby na to nas stać, trzeba mierzyć siły na zamiary.
Co pan sądzi o zawodniczkach, które przyszły z drużyny juniorek?
- Są to bardzo utalentowane zawodniczki, jednak przez ich wiek nie mogą jeszcze decydować o wynikach w rozgrywkach Ekstraklasy. Przed nimi przyszłość. Przechodzą tu wielką szkołę piłki ręcznej, bo w trybie przyspieszonym muszą wkomponować się w zespół, który chce walczyć o wysokie miejsca w Ekstraklasie. Robią to bardzo dobrze i w przyszłości będą dobrymi piłkarkami ręcznymi.