Spotkanie pomiędzy KGHM-em Metraco Zagłębie Lubin, a SPR-em Lublin miało niecodzienny przebieg, jednak górą były podopieczne Bożeny Karkut. - Nie wytrzymałyśmy końcówki. Trzymałyśmy się dobrze, wygrywałyśmy trzema bramkami, ale czegoś nie starczyło - powiedziała zawiedziona Weronika Gawlik, której dobre interwencje pozwoliły lubelskiej drużynie na wyjście na prowadzenie. - Przynajmniej był ciekawy finał i trzeba się cieszyć z tego, że w naszej lidze grają wyrównane zespoły i każdy z każdym może wygrać. Szkoda, że tym razem musiałyśmy zejść z boiska pokonane – dodała bramkarka w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Przez długi czas niedzielny finał był przede wszystkim pojedynkiem dwóch bramkarek - Weroniki Gawlik i Moniki Maliczkiewicz. - Dziękuję za uznanie, ale odbiłam sześć piłek za mało, żebyśmy wygrały. Monika odbiła ich jak się okazuje troszkę więcej - zauważyła szczera lublinianka, której największe problemy sprawiła Kinga Byzdra. - Niestety nie znalazłam na nią sposobu. Od dłuższego czasu jest to jedna z najlepszych zawodniczek w Polsce. Jest ona jeszcze młoda, więc będzie się jeszcze rozwijać. Jestem pełna podziwu co do jej gry - powiedziała Gawlik.
Mecz był bardzo ostry, czego dowodem jest fakt, iż zawodniczki obu drużyn spędziły na ławce kar aż 42 minuty. - Zagłębie zawsze gra twardo w obronie i sędziowie to widzieli. My musiałyśmy grać tak samo, gdyż nie można było pozwolić na to, żeby one nas biły. Tak to się więc kończy - powiedziała bramkarka SPR-u, u której finał PGNiG Pucharu Polski dostarczył dodatkowych emocji. - Jest to dodatkowa adrenalina, bo walczymy o dodatkowy cel, który widać. W lidze są to małe kroczki. Jeden mecz przegrany nie zaprzepaszcza nikogo do osiągnięcia tego, do czego się dąży. Tutaj każdy mecz się liczy - przyznała Weronika Gawlik.
Lublin od wielu lat ma szczęście do dobrych bramkarek (Edzio ?).
Ty zrobiłaś co mogłaś - ale te ostatnie 12 minut to Zawdzięczasz
swoim Kolezanko Czytaj całość