Nie jesteśmy przygotowani do drugiej rundy - rozmowa z Andrzejem Miszczyńskim, prezesem SPR Wisły Płock

Z prezesem SPR Wisły Płock Andrzejem Miszczyńskim rozmawialiśmy m.in. o meczu w Kielcach, europejskich pucharach, przyszłości trenera Walthera, kryzysie zespołu oraz profesjonalizacji ligi.

Maciej Wojs
Maciej Wojs

Maciej Wojs: Porażka w meczu z rywalem z Kielc boli chyba szczególnie. Jak pan oceni występ Wisły?

Andrzej Miszczyński: - Cóż, nie można wygrać meczu na tym poziomie sportowy, jeśli bramkarze w pierwszej połowie odbijają jedną piłkę i nie zdobywamy żadnej bramki z dziewięciu metrów. To najprostszy komentarz do spotkania.

To dosłowne odwrócenie sytuacji z meczu w Płocku, gdzie wówczas bramkarze Vive zagrali na tak słabym poziomie.

- My w ogóle w 2013 roku nie weszliśmy na ten swój poziom z różnych względów. Jedyną szansą, żeby przy tym kalendarzu wrócić na jakiś wysoki poziom grania jest rozgrywanie tych meczów i system startowy. Widać, że w tej chwili gramy jeden mecz w lidze polskiej i to już wystarcza do wygrywania, natomiast na poziomie pucharów europejskich czy meczów z takimi rywalami jak Kielce, jest to zdecydowanie za mało. Do tej pory nic nie przegraliśmy, natomiast od przyszłego tygodnia każdy błąd będzie już wiele kosztował. Porażka z Mariborem Branik będzie końcem marzeń o pucharach, a wiadomo, że za chwilę gramy też Puchar Polski. Tak jak mówię - jeśli do końca tygodnia nie wrócimy na swoje tory, to może to być bardzo trudna dla nas sytuacja.
Wynik w Kielcach to zimny prysznic, który miejmy nadzieję w kontekście europejskich pucharów, wyjdzie na dobre.

- Czy ja wiem czy to zimny prysznic... My już zimny prysznic dostaliśmy w Elverum, zimny prysznic dostaliśmy z Tvis Holstebro, zimnym prysznicem był mecz z Mariborem Branik. Powiedzmy sobie szczerze, Vive Targi Kielce są zespołem lepszym od tych trzech z europejskich pucharów. Jeśli tam mieliśmy jakieś problemy, to tutaj także należało się ich spodziewać.

Forma z ostatnich spotkań nie napawa optymizmem przed meczem z Mariborem. Wierzy pan, że zespół będzie w stanie podnieść się przed tymi najważniejszymi momentami?

- Powiem tak - weźmy sytuację z drugiej połowy, kiedy wywalczyliśmy piłkę w obronie, proste podanie na kontrę gdzie prawdopodobnie byłoby piątką, natomiast podajemy w ręce przeciwnika i jest rekontra. Z czego się to bierze? Błędy w tym sporcie najczęściej biorą się ze zmęczenia. Zawodnicy, widać to, są wolniejsi, decyzje podejmują zbyt szybko, nieracjonalnie i summa summarum jeśli tak jak w sobotę popełniamy w pierwszej połowie jedenaście błędów technicznych, to jest to limit na cały mecz! Jesteśmy daleko, bardzo daleko od tej formy, w której powinniśmy być, dodatkowo kalendarz nam nie pomaga. W środę mamy już kolejny mecz, w sobotę następny...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×