Piotr Masłowski: Liczymy na kibiców

W drugim meczu pierwszej rundy fazy play-off NMC Powen Zabrze pokonało Azoty Puławy. Stan rywalizacji do dwóch zwycięstw to 1:1. Rozstrzygnięcia padną w niedzielę w Puławach.

Alicja Chrabańska
Alicja Chrabańska

Spotkanie, jak na starcia zabrzańsko-puławskie przystało, zapowiadało się emocjonująco. Początek toczył się po myśli zabrzan, najlepsza czwórka oddaliła się jednak pod koniec drugiej połowy, ale końcówka znów należała jednak do gospodarzy. - Trzymaliśmy się do około czterdziestej piątej minuty. Potem dostaliśmy kilka głupich kar i zabrzanie to wykorzystali. Odskoczyli nam na kilka bramek, potem jeszcze kontuzja Zinchuka i gra już nam się nie układała - podsumował rozgrywający Azotów, Piotr Masłowski.

Puławianie w końcówce wyglądali na bardzo demotywowanych i pogodzonych z tym, że walka o awans nie zakończy się w Zabrzu. - Na pięć minut przed końcem przegrywaliśmy pięcioma bramkami i ciężko byłoby to odrobić. Na pewno mieliśmy w głowie to, że ten trzeci mecz gramy u siebie. Zrobimy wszystko, żeby przed własną publicznością go wygrać - stwierdził gracz.

Cały mecz przypominał sinusoidę, raz górą byli gospodarze, raz goście. Szczególne wahania postawie na boisku mieli właśnie przyjezdni. - Podobnie graliśmy w Puławach. Prowadziliśmy, później zabrzanie nas dogonili i znów prowadziliśmy. Wtedy udało się wygrać. W Zabrzu nam czegoś zabrakło i na gorąco ciężko powiedzieć czego. W tej 45. minucie jeszcze jakoś to wyglądało, może nie było perfekcyjnie, ale prowadziliśmy 2-3 bramkami i później coś zgasło - zastanawiał się zawodnik.

Kluczowym problemem Azotów są kontuzje. Puławski skład przypomina aktualnie szpital. - Nie mamy wielkiego pola manewru na pozycji rozgrywającego. To było widać w środę. Kombinowaliśmy Przemkiem Krajewskim i Mateuszem Kusem. Musimy sobie jakoś dawać radę, bo na trzeci mecz kontuzjowani jeszcze nie wrócą. Musimy analizować i eliminować błędy z środy, a wtedy myślę przejdziemy dalej - mówił rozgrywający.

Rywalizacja w niedzielę przenosi się do Puław. Za Azotami przemawia atut własnej hali. - Czujemy się na własnej hali bardzo dobrze, kibice zawsze nas wspierają. Liczę, że zrobią w niedzielę mały kociołek, taki jak tylko oni potrafią i poprowadzą nas do zwycięstwa - zakończył Masłowski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×