Mam inną wizję - rozmowa ze Zdzisławem Wąsem, trenerem Olimpii-Beskidu Nowy Sącz

Olimpia-Beskid Nowy Sącz po debiutanckim sezonie w PGNiG Superlidze straci nie tylko ważne zawodniczki, ale też trenera. Zdzisław Wąs w rozmowie z naszym portalem zdradza powody swojego odejścia.

Krzysztof Niedzielan
Krzysztof Niedzielan

Krzysztof Niedzielan: Drużyna dowodzona przez Pana i trenerkę Lucynę Zygmunt sprawiła nie lada sensację, awansując do play-off. Rozmawiamy przed rewanżem z KSS-em Kielce, którego stawką jest siódme miejsce w lidze, ale już wiemy, że będzie to także mecz pożegnalny. Zarząd zaproponował nową umowę, na podobnych warunkach, ale nie przyjął jej Pan. Dlaczego?

Zdzisław Wąs: Odchodzę, bo uważam, że przy tak skromnej kadrze zawodniczej, nie potrzeba dwóch trenerów. Tutaj wystarczy jeden, wspomagany przez młodego sądeczanina - asystenta, który będzie pobierał nauki, co będzie korzystne dla całego sądeckiego szczypiorniaka. Myślę, że czas, który poświęciłem na pracę z tym zespołem wpłynie pozytywnie na te zawodniczki i Lucynę, która mam nadzieję zdobyła też cenne doświadczenie. Są rzeczy, których nie da się nauczyć z książek, czy z internetu.

Jaki był podział obowiązków między trenerami? W protokołach meczowych Pan widniał, jako drugi trener, ale w praktyce było raczej odwrotnie.

- Cała myśl szkoleniowa pochodziła ode mnie. Na bazie tego odbywały się przygotowania do rozgrywek. Jeden tydzień przygotowywałem ja, a drugi Lucyna Zygmunt. Olimpia-Beskid z beniaminka skazywanego na pożarcie, stała się solidną ligową drużyną i być może zajmie siódme miejsce na koniec sezonu. Nie żal odchodzić w takim momencie?

- Nie ukrywam, że zależało mi na tym, by jednak zostać w Nowym Sączu, bo w pierwszym roku pracy trener poznaje zespół, a zespół trenera. Miałem nadzieję, że przynajmniej utrzyma się obecny skład osobowy. Okazało się, że odchodzą takie zawodniczki, jak Agnieszka Podrygała, Wiktoria Panasiuk czy Paulina Kozieł. Można powiedzieć, że to szkielet zespołu, w tym dwie rozgrywające potrafiące rzucić z drugiej linii. Praktycznie drużynę będzie trzeba budować od nowa, co nie jest łatwym zadaniem. Na pewno bym się tego podjął, ale tylko na swoich warunkach.

Jaką zatem miał Pan wizję? Czy kością niezgody była też kwestia utalentowanych zawodniczek UKS-u Dwójka Nowy Sącz, które wypatrzył Pan w drugiej lidze, ale transfery nie doszły do skutku?

-  Byłem kilka razy na meczach Dwójki i wypatrzyłem kilka dziewcząt, które powinny znaleźć się w Olimpii-Beskidzie. Może nie od razu grałyby w Superlidze, bo przeskok z II ligi jest ogromny, ale pod moimi skrzydłami podniosłyby swój poziom. Nie chcę jednak mówić o nazwiskach czy pozycjach, na których grają. Chciałbym za to zwrócić uwagę na inny problem. Obserwowałem mecze juniorek Dwójki oraz Olimpii i oba zespoły miały po 4 wyróżniające się zawodniczki. Olimpia odpadła w ćwierćfinałach mistrzostw Polski, a Dwójka bodajże w półfinałach. Gdyby te dziewczyny były w jednym klubie, to pewnie mielibyśmy finał, a o to chyba chodzi. Uważam, że praca z młodzieżą jest zaniedbana i to należy zmienić. Moja wizja jest inna niż przedstawicieli tych klubów. Oczywiście oba powinny istnieć, ale ich priorytetem powinien być wspólny sukces. Wtedy w poszczególnych kategoriach wiekowych Nowy Sącz wystawiałby drużynę stworzoną z najlepszych zawodniczek Dwójki i Olimpii, co automatycznie zwiększałoby szansę na tytuł. Szczypiornistki, którym kończy się wiek juniorki starszej powinny zasilać skład Olimpii-Beskidu i najlepiej z tytułami mistrzyń Polski w swojej kategorii. Piłka ręczna w tym mieście za 3,4 lata powinna być w większości oparta na miejscowych.

Dlaczego nie doszło do wspomnianych transferów?

- To nie jest pytanie do mnie, a do zarządu. Jestem zawodowcem w swojej dziedzinie i interesują mnie jedynie sprawy szkoleniowe. Przekazałem prezesom informacje, że są w Dwójce perspektywiczne dziewczyny, ale więcej do tej sprawy nie wracałem, bo kończył mi się kontrakt i nie wiedziałem czy zostanę.
Zdzisław Wąs zrobił z Olimpii-Beskidu solidnego ligowca Zdzisław Wąs zrobił z Olimpii-Beskidu solidnego ligowca
Olimpia-Beskid jest w trudnej sytuacji materialnej. Sponsorzy nie pchają się drzwiami i oknami, a do tego dotacja z Urzędu Miasta jest dużo niższa, niż się spodziewano. Biorąc pod uwagę również to, co było tutaj powiedziane - jak Pan widzi przyszłość tego klubu?

- Uważam, że miasto Nowy Sącz stać na utrzymanie Superligi piłki ręcznej i I ligi piłkarskiej. Do tego w naszym regionie jest mnóstwo milionerów, a jakoś ten jeden milion na szczypiorniaka nie może się znaleźć. To już zadanie dla działaczy. A ja z tego miejsca chciałbym podziękować prezydentowi Ryszardowi Nowakowi, za nakłonienie Wiesława Rutkowskiego do objęcia stanowiska prezesa klubu. Słowa uznania należą się też wiceprezesowi Piotrowi Polkowi i pozostałym działaczom.

Jakie są Pańskie plany zawodowe?

- Zarówno ja, jaki dziewczyny, jesteśmy zmęczeni, głównie psychicznie. Ten sezon kosztował nas dużo zdrowia. Na razie myślę o tym, by mecz w Kielcach odbył się kontuzji. Potem krótki okres roztrenowania i przyjdzie pora na zasłużony odpoczynek. Jeśli w przyszłości pojawi się propozycja pracy, na pewno ją głęboko przeanalizuję.

Na koniec zapytam o rewanż z KSS-em Kielce. Jakie szanse ma Olimpia-Beskid na utrzymanie przewagi z pierwszego meczu?

- Wiadomo, że na wyjeździe gra się ciężej, bo jest większa presja. Cieszę się, że po porażce w pierwszej rundzie, udało się nam dwa kolejne mecze wygrać. Myślę, że rewanż będzie stał na wysokim poziomie, a wynik jest sprawą otwartą.


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×