Gra w przewadze problemem Orlen Wisły. Kisiel: Tak nie można grać!

Nie tylko kłopoty z odpowiednią obsadą drugiej linii, w tym prawego rozegrania, lecz gra w przewadze była największą zmorą Orlen Wisły Płock w dwóch pierwszych meczach finałowych.

O kadrowych kłopotach płockiego zespołu przed pierwszym gwizdkiem sobotniego meczu o złoty medal mistrzostw Polski wiedzieli wszyscy. Kontuzja Pawła Paczkowskiego poważnie zmniejszyła możliwości rotacji na prawym rozegraniu, przez co Krzysztof Kisiel miał do swych usług jedynie Bostjana Kavasa. Słoweniec nie zaprezentował w Kielcach nic nadzwyczajnego, po raz kolejny rozgrywając jeden z anonimowych występów, którymi "raczy" swych kibiców od początku sezonu.

Na domiar złego jeszcze przed rozpoczęciem sobotniego spotkania z kadry Nafciarzy wypadł Ferenc Ilyes, będący nie tylko ostoją defensywy, ale też alternatywą na lewe rozegranie. Dysponujący więc kwintetem Michał KubisztalNikola Eklemović, Bostjan Kavas, Piotr Chrapkowski i Petar Nenadić (pomijamy nieobecnego Michała Zołoteńko i nie grającego w ofensywie Adama Twardo) Kisiel nie miał zbyt wielu opcji w obu spotkaniach.

Nie ma co rozwodzić się na kombinacyjnymi ustawieniami Kubisztala czy Nenadicia na prawym rozegraniu, nie warto też wspominać licznych błędów Eklemovicia. O tym, że Nafciarze będą mieli problemy ze zdobywaniem bramek z drugiej linii pokazały już poprzednie mecze z Vive w tegorocznych rozgrywkach. Zawiodła jednak będąca do tej pory jedną z broni płockiego zespołu gra w przewadze.

- Przez cały weekend wygraliśmy chyba tylko jedną grę w przewadze - powiedział oficjalnej stronie klubu trener Kisiel.  Szkoleniowiec Nafciarzy wspominał zwłaszcza sytuację z drugiego meczu: - Trzynasta minuta spotkania. Wynik 8:4 dla nas, gramy w przewadze jednego zawodnika i mamy piłkę. I co? Trzy minuty później jest 8:8 i dwóch naszych zawodników na ławce kar. Tak nie można grać! - grzmiał.

Wspomniana przez opiekuna płocczan sytuacja odmieniła w jego ocenie losy niedzielnej rywalizacji. - Według mnie był to kluczowy moment tego pojedynku, bo gdyby udało się dorzucić te dwie, trzy bramki, to mogłoby być nerwowo. Niestety tak się nie stało, a co się działo później - każdy widział - dodał.

Czy przed piątkowym trzecim meczem finałowym Nafciarze zdołają poprawić ten element gry. Czasu mają mało, a miejsca na potknięcia brak. - Taki zespół, jak Vive, czegoś takiego nie wybacza. Czasu na poprawę szwankujących elementów jest mało, ale na pewno nie składamy broni. Pozostaje nam jeszcze raz podjąć rękawicę i walka przed własną publicznością w Płocku - stwierdził Kisiel.

Źródło artykułu: