Beniaminek spisał się na medal - podsumowanie sezonu w wykonaniu Olimpii-Beskidu Nowy Sącz

Olimpia-Beskid nie dołączyła do szerokiego grona beniaminków, którzy spadali z hukiem z PGNiG Superligi w pierwszym sezonie. Debiut małopolskiej drużyny należy uznać za bardzo udany.

Krzysztof Niedzielan
Krzysztof Niedzielan

Sezon 2012/2013 był dla sądeckiego szczypiorniaka szczególny. Nowosądecka drużyna pierwszy raz w historii awansowała do ligowej elity i nie dość, że się w niej utrzymała, to jeszcze zapewniła sobie to awansując do play-off. Tam ostatecznie zajęła ósmą pozycję, podobnie jak w fazie zasadniczej.

Przed sezonem

Olimpia-Beskid mogła w ogóle nie przystąpić do rozgrywek. Zawirowania związane z rezygnacją poprzedniego zarządu klubu spowodowały, że zgłoszenie nastąpiło w ostatniej chwili. Nie udało się też konkretnie wzmocnić zespołu, a jego trzon stanowiły zawodniczki, które wywalczyły awans do PGNiG Superligi. Kadrę uzupełniły jedynie: bramkarka Paulina Kozieł i rozgrywająca Yuliya Mikhalevich z Białorusi. W trakcie sezonu dołączyły także: Ukrainka Katerina Chumak, która jeszcze przed jego zakończeniem opuściła Nowy Sącz, bo nie spełniła oczekiwań, bramkarka Magdalena Nosal i rozgrywająca Agata Wcześniak. Paulina Kozieł była numerem jeden w sądeckiej bramce, a Magdalena Nosal prezentowała się korzystnie, wchodząc z ławki. Transfery zawodniczek zza wschodniej granicy okazały się jednak totalnym niewypałem. - Może to za mocne słowa, bo obie miały dobre umiejętności. Problem był z zaangażowaniem podczas meczów - tłumaczy Wiesław Rutkowski, prezes Olimpii-Beskidu. Największym wzmocnieniem był zatem trener Zdzisław Wąs, który wprowadził do zespołu ogromny bagaż doświadczeń. Wspomniana wcześniej trudna sytuacja organizacyjna, uległa poprawie już w trakcie sezonu. W listopadzie powołany został nowy zarząd, na czele którego stanął Wiesław Rutkowski - Wynik sportowy napawa nas dumą. Sukcesem jest także to, że udało się wyprowadzić klub z długów - stwierdził prezes.
Charakter, wola walki i ambicja - tego nie brakowało sądeczankom w całym sezonie Charakter, wola walki i ambicja - tego nie brakowało sądeczankom w całym sezonie
Runda pierwsza

Już pierwszy mecz pokazał, że ekipa z Małopolski niekoniecznie będzie dostarczycielem punktów dla innych zespołów. Wyjazdowy remis 28:28 z KPR-em Jelenia Góra był sygnałem, że nie należy debiutanta lekceważyć. Podopieczne Lucyny Zygmunt i Zdzisława Wąsa musiały też zapłacić frycowe, stąd porażki z Pogonią Baltica Szczecin, oraz z Vistalem Łączpol Gdynia. 13 października nowosądeccy kibice mogli cieszyć się pierwszym zwycięstwem swojej drużyny. W ten dzień pokonany został Start Elbląg 21:18. Olimpia-Beskid miała problemy ze zdobywaniem punktów na wyjazdach - porażki z Politechniką Koszalińską, z KSS-em Kielce czy z Zagłębiem Lubin i wygrana tylko z Samborem Tczew. Nadrabiała to grą u siebie. W Nowym Sączu poległy takie drużyny jak Piotrcovia, czy chorzowski Ruch, a tylko czterema bramkami wygrał SPR Lublin, który tym samym przerwał serię trzech zwycięskich meczów na własnym terenie.

Olimpia-Beskid brała też udział w Pucharze Polski. Przygoda sądeczanek z tymi rozgrywkami była jednak bardzo krótka i ograniczyła się tylko do jednego meczu, przegranego 29:37 z KPR-em Jelenia Góra. - Przede wszystkim cieszymy się, że udało się zmienić termin tej potyczki, dzięki czemu do Jeleniej Góry pojechaliśmy prosto z Lubina. Mamy problemy finansowe, zatem było to dla nas bardziej korzystne pod względem kosztów podróży. Cieszę się też, że żadna z dziewczyn nie nabawiła się kontuzji - mówił trener Zdzisław Wąs.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×