Jedne z najmocniejszych ekip w stawce 1 ligi spotkały się już w pierwszym meczu sezonu - Czuwaj Przemyśl, spadkowicz z Superligi oraz główny pretendent do awansu - Śląsk Wrocław. Ten ostatni wzmocniony kilkoma solidnymi szczypiornistami. Ten drugi zaś w okrojonym składzie, z krótką ławką rezerwowych. Mecz okazał się jednostronnym widowiskiem. Wojskowi zwyciężyli pewnie, wykorzystując m.in. atut własnego parkietu i rozpoczęli zapowiadany dość głośno marsz ku najwyższej klasie rozgrywkowej.
- Szczerze mówiąc, trochę więcej oczekiwałem od naszych rywali. Byliśmy odpowiednio przygotowani taktycznie oraz fizycznie do tego starcia. Na samym początku sezonu chcieliśmy się pokazać z jak najlepszej strony. Mogliśmy dzisiaj zobaczyć chwilę naprawdę dobrego handballu, choć zdarzyło nam się także parę głupich strat. Nie zachwyciła końcówka spotkania w naszym wykonaniu, ale gratulację dla moich zawodników za wygraną - stwierdził trener gospodarzy, Aleksander Malinowski
Zaskakująco słaba dyspozycja Harcerzy nie zdziwiła przemyskiego szkoleniowca, Przemysława Korobczaka, który dobitnie podsumował występ swoich podopiecznych.
- [i]Podróż dała nam się we znaki. Przyjechaliśmy i graliśmy "z marszu". Po drugie Śląsk Wrocław jest mocnym zespołem. Dysponuje szeroką ławką rezerwowych, a u nas, jak widać, braki w składzie nieuzupełnione po spadku z Superligi. Na domiar złego zawiódł na pewno atak pozycyjny. Chłopcy nie grali tego, co ustalaliśmy, co było ćwiczone. Każdy grał po swojemu, każdy chciał sam zdobywać bramki, a to przecież sport drużynowy.
[/i]W trakcie krótkiej pomeczowej rozmowy z ust trenera Czuwaja Przemyśl wyszły też zaskakujące słowa.
- My nie chcemy awansować w tym roku do Superligi. Naszym celem jest zajęcie jak najwyższego miejsca w 1 lidze i przede wszystkim stabilizacja w klubie. Po sezonie spędzonym w Superlidze mamy tylko same problemy (śmiech), a zdecydowanie mniej korzyści - dodaje Korobczak
Jak się okazuje, Harcerze mają dość spore problemy finansowe, co przejawia się obecnie w osłabieniach, w i tak już okrojonym składzie. Miejmy nadzieję, że mimo tego zarząd oraz zawodnicy nie stracą mobilizacji do walki o najwyższe sportowe cele i gdzieś po drodze złapią głęboki "oddech" finansowy