Wrocławscy szczypiorniści jechali na mecz drugiego etapu Pucharu Polski jako zdecydowani faworyci. Ich przeciwnikiem była drużyna AZS-u UZ Zielona Góra, lider II ligi grupy nr 1. Dodatkowo gospodarzom pomagają ściany - to jasne. Jednak naprzeciwko zielonogórzan stanęła pierwsza ekipa I ligi grupy B, zdecydowanie najlepsza, jak dotąd, w swoich rozgrywek ligowych, pewniak do awansu do PGNiG Superligi. Na papierze sytuacja wydawała się klarowna. Jak się okazało, na boisku niekoniecznie.
Podstawowym, dość szokującym, czynnikiem, który zadecydował o przegranej wrocławian była krótka ławka rezerwowych albo mówiąc mniej eufemistycznie - jej ewidentny brak. To, co dotychczas stanowiło o sile ekipy Aleksandra Malinowskiego, tym razem stało się główną przyczyną porażki. WKS przyjechał bowiem na spotkanie w ośmiu zawodników, w tym siedmiu pełnosprawnych. Jedyny rezerwowy, skrzydłowy Rafał Krupa ma obecnie kontuzje pleców i nie mógł wyjść na parkiet.
W pierwszej połowie wrocławianie "trzymali" wynik, prowadząc nawet do przerwy 17:16. Potem jednak zabrakło sił i pierwszy raz w tym sezonie Śląsk Wrocław musiał zasmakować goryczy porażki, przegrywając wyraźnie (34:26). Przegrana ta jednak powinna aż tak bardzo boleć. Przypomnijmy, że w następnej rundzie AZS UZ Zielona Góra zmierzy się z Vive Targami Kielce (wynik losowania - przyp.red.), czyli europejską potęgą. Praktycznie lubuski zespół z góry jest skazany na porażkę. Czy więc władze Śląska nie zagrały taktycznie, wystawiając w swoim ostatnim spotkaniu w Pucharze Polski mocno okrojony skład? Najlepsi zawodnicy zostali bowiem w stolicy Dolnego Śląska, by spokojnie trenować. Prawdopodobnie przygoda z Pucharem Polski wrocławskich piłkarzy ręcznych także zakończyłaby się na meczu z ekipą Bogdana Wenty
Takiej teorii stanowczo zaprzecza temu drugi trener Śląska Wrocław, Daniel Grobelny: - Nie odpuszczamy w żadnych rozgrywkach. Do Zielonego Góry nie pojechali wszyscy , ponieważ wielu cierpi na mikrourazy, które bezwzględnie muszą wyleczyć. Na przykład Arkadiusz Miszka jest obecnie chory i nie było sensu ciągnąć go na mecz pucharowy. Trzeba jasno powiedzieć, że nie lekceważymy nigdy spotkań w Pucharze Polski, ale musieliśmy dać odpocząć niektórym graczom, żeby byli w pełni gotowi do rywalizacji w lidze. Teraz w stu procentach możemy skoncentrować się na kolejnych rywalach ligowych - SPR Tarnów i ŚKPR Świdnica.
Być może włodarze wrocławskiego klubu obawiali się sytuacji, która miała miejsce w poprzednim sezonie. Śląsk również był blisko awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej, jednak kontuzje ważnych zawodników znacząco osłabiły siłę drużyny. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że okazały się jednym z kluczowych czynników, które zadecydowały o braku wejścia do elity polskiej piki ręcznej.
Może faktycznie - lepiej dmuchać na zimne.
Stosunek do takiej postawy można mieć skrajnie różny. Z jednej strony nie jest to zacho Czytaj całość