Śląsk Wrocław zlekceważył rozgrywki Pucharu Polski, by skupić się na lidze?

Po przegranej (34:26) Śląska Wrocław z drugoligową drużyną z Zielonej Góry wielu wrocławskich kibiców pytało, czy to nie była celowa porażka? Tym bardziej, że WKS wystawił do gry zaledwie "ósemkę"...

Wrocławscy szczypiorniści jechali na mecz drugiego etapu Pucharu Polski jako zdecydowani faworyci. Ich przeciwnikiem była drużyna AZS-u UZ Zielona Góra, lider II ligi grupy nr 1. Dodatkowo gospodarzom pomagają ściany - to jasne. Jednak naprzeciwko zielonogórzan stanęła pierwsza ekipa I ligi grupy B, zdecydowanie najlepsza, jak dotąd, w swoich rozgrywek ligowych, pewniak do awansu do PGNiG Superligi. Na papierze sytuacja wydawała się klarowna. Jak się okazało, na boisku niekoniecznie.

Podstawowym, dość szokującym, czynnikiem, który zadecydował o przegranej wrocławian była krótka ławka rezerwowych albo mówiąc mniej eufemistycznie - jej ewidentny brak. To, co dotychczas stanowiło o sile ekipy Aleksandra Malinowskiego, tym razem stało się główną przyczyną porażki. WKS przyjechał bowiem na spotkanie w ośmiu zawodników, w tym siedmiu pełnosprawnych. Jedyny rezerwowy, skrzydłowy Rafał Krupa ma obecnie kontuzje pleców i nie mógł wyjść na parkiet.

W pierwszej połowie wrocławianie "trzymali" wynik, prowadząc nawet do przerwy 17:16. Potem jednak zabrakło sił i pierwszy raz w tym sezonie Śląsk Wrocław musiał zasmakować goryczy porażki, przegrywając wyraźnie (34:26). Przegrana ta jednak powinna aż tak bardzo boleć. Przypomnijmy, że w następnej rundzie AZS UZ Zielona Góra zmierzy się z Vive Targami Kielce (wynik losowania - przyp.red.), czyli europejską potęgą. Praktycznie lubuski zespół z góry jest skazany na porażkę. Czy więc władze Śląska nie zagrały taktycznie, wystawiając w swoim ostatnim spotkaniu w Pucharze Polski mocno okrojony skład? Najlepsi zawodnicy zostali bowiem w stolicy Dolnego Śląska, by spokojnie trenować. Prawdopodobnie przygoda z Pucharem Polski wrocławskich piłkarzy ręcznych także zakończyłaby się na meczu z ekipą Bogdana Wenty

Takiej teorii stanowczo zaprzecza temu drugi trener Śląska Wrocław, Daniel Grobelny: - Nie odpuszczamy w żadnych rozgrywkach. Do Zielonego Góry nie pojechali wszyscy , ponieważ wielu cierpi na mikrourazy, które bezwzględnie muszą wyleczyć. Na przykład Arkadiusz Miszka jest obecnie chory i nie było sensu ciągnąć go na mecz pucharowy. Trzeba jasno powiedzieć, że nie lekceważymy nigdy spotkań w Pucharze Polski, ale musieliśmy dać odpocząć niektórym graczom, żeby byli w pełni gotowi do rywalizacji w lidze. Teraz w stu procentach możemy skoncentrować się na kolejnych rywalach ligowych - SPR Tarnów i ŚKPR Świdnica.

Być może włodarze wrocławskiego klubu obawiali się sytuacji, która miała miejsce w poprzednim sezonie. Śląsk również był blisko awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej, jednak kontuzje ważnych zawodników znacząco osłabiły siłę drużyny. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że okazały się jednym z kluczowych czynników, które zadecydowały o braku wejścia do elity polskiej piki ręcznej.

Może faktycznie - lepiej dmuchać na zimne.

Komentarze (3)
avatar
hbll
23.11.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ewidentnie odpuścili, choć oczywiście nikt tego oficjalnie nie powie. Ale nie tylko Śląsk tak postępuje.
Stosunek do takiej postawy można mieć skrajnie różny. Z jednej strony nie jest to zacho
Czytaj całość
avatar
Asha88
23.11.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Przegrać można-jasme! Ale z drugoligowcem aż taką różnicą. Po prostu trzeba jasno powiedzieć, że sobie odpuściliście te puchary, bo wiedzieliście, że daleko nie zajdziecie, a poco tracić nie po Czytaj całość
niepowiązany
23.11.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Winny się tłumaczy! Gadacie bzdury ... mikro urazy ma każdy jakby wszyscy tak myśleli to by puchar był bez sensu jechać w 8 wstyd! zobaczymy teraz ten skład! To jest ewidentne odpuszczenie nazy Czytaj całość