Podopieczni Pawła Nocha zremisowali z Puławami oraz pokonali na wyjeździe KPR Legionowo. Oba spotkania były pełne emocji, a losy punktowej zdobyczy ważyły się do końcowych sekund. W obu też pierwsza połowa należała do Stali, druga do rywali, a finał ostatecznie okazywał się szczęśliwy dla Czeczeńców.
- Opatrzność nad nami czuwa - nie ma wątpliwości rozgrywający PGE Stali, Rafał Gliński. - Najpierw uratowaliśmy remis z Puławami, goniąc wynik od czterdziestej minuty. W Legionowie sami stworzyliśmy sobie nerwówkę, a horror na szczęścia zakończył się po naszej myśli - relacjonuje w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Na uwagę zasługuje zwłaszcza spotkanie z beniaminkiem. - Druga połowa w naszym wykonaniu była dużo słabsza niż pierwsza. Sami nie wiemy, skąd to się wzięło. Może się zdekoncentrowaliśmy, może opadliśmy lekko z sił... Coś trzeba z tym zrobić. Nie może być tak, że po raz kolejny po przerwie prezentujemy się kiepsko. Jeśli mamy zwyciężać i walczyć o wysokie miejsca, to w takich sytuacjach musimy dobijać przeciwnika - podkreśla Gliński.
Wszystko ostatecznie zakończyło się po myśli mielczan, dzięki czemu po dwunastu kolejkach z dziesięcioma oczkami na koncie zajmują oni w tabeli siódmą lokatę. - Jesteśmy z tego spotkania zadowoleni, bo mimo nieudanej drugiej połowy zdobyliśmy dwa punkty - podsumowuje nasz rozmówca. Czeczeńcy rok zwieńczą meczem przeciwko MMTS-owi Kwidzyn.