Monika Aleksandrowicz: To była nasza głupota

Monika Aleksandrowicz zaimponowała w Szczecinie skutecznością. Ważniejsze niż liczba bramek było jednak to, że w kluczowych momentach meczu potrafiła wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski

Porażka i remis. Taki jest dorobek Startu Elbląg po dwóch meczach w 2014 r. Znacznie lepsze wrażenie podopieczne Antoniego Pareckiego zostawiły po sobie w starciu z SPR Pogonią Baltica Szczecin. Monika Aleksandrowicz przyznał po meczu, że ten remis nie skrzywdził żadnej z drużyn. - Szczecin grał u siebie i to był ciężki mecz, co widać po wyniku. Podzieliłyśmy się punktami. Na pewno chciałyśmy wygrać, niemniej jednak tak jak jeden, jak i drugi zespół zasłużył na ten remis.

Rozgrywająca EKS-u nie omieszkała również docenić występu swojej koleżanki z drużyny przeciwnej Agaty Cebuli. Zwróciła jednak uwagę, że kluczem do osiągnięcia sukcesu jest dobra i równa gra całej drużyny. - Liczy się oczywiście zespół. Agata (Cebula - dop. red.), co zresztą widać po jej dorobku bramkowym, jest królem strzelców, więc i teraz swoje dołożyła. U nas starała się to robić Koniuszaniec. Gratulacje dla jednej i drugiej.
Aleksandrowicz przyznała, że jej drużyna sama pozwoliła na nerwową końcówkę Aleksandrowicz przyznała, że jej drużyna sama pozwoliła na nerwową końcówkę
Jeszcze na 6. minut przed przerwą goście przegrywali dość wyraźnie, bo 15:11. Sama końcówka należała już jednak do nich. Aleksandrowicz przyznała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, że tak ona, jak i jej koleżanki do szatni schodziły już w dobrych nastrojach. - Tak. Funkcjonowała w końcu nasza obrona i właśnie z tej obrony wyprowadzałyśmy szybkie kontry. Mogłyśmy skorzystać z naszych szybkich skrzydłowych. Myślę, że to był powód, że mamy taki wynik a nie inny.

Nie mogła jednak odżałować faktu stracenia przewagi, jaką elblążanki osiągnęły zaraz po zmianie stron (18:21). Na pytanie, czy aby zbyt szybko nie uwierzyły, że te zawody można wygrać odpowiedziała. - Nie, to była nasza głupota. Przytrafiła się nam indolencja rzutowa. Pozwoliłyśmy bramkarce uwierzyć w swoje umiejętności. Rywalki z tego zdobywały bramki, doszły nas i zrobiła się taka nerwowa końcówka - stwierdziła już na koniec.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×