Porażka i remis. Taki jest dorobek Startu Elbląg po dwóch meczach w 2014 r. Znacznie lepsze wrażenie podopieczne Antoniego Pareckiego zostawiły po sobie w starciu z SPR Pogonią Baltica Szczecin. Monika Aleksandrowicz przyznał po meczu, że ten remis nie skrzywdził żadnej z drużyn. - Szczecin grał u siebie i to był ciężki mecz, co widać po wyniku. Podzieliłyśmy się punktami. Na pewno chciałyśmy wygrać, niemniej jednak tak jak jeden, jak i drugi zespół zasłużył na ten remis.
Rozgrywająca EKS-u nie omieszkała również docenić występu swojej koleżanki z drużyny przeciwnej Agaty Cebuli. Zwróciła jednak uwagę, że kluczem do osiągnięcia sukcesu jest dobra i równa gra całej drużyny. - Liczy się oczywiście zespół. Agata (Cebula - dop. red.), co zresztą widać po jej dorobku bramkowym, jest królem strzelców, więc i teraz swoje dołożyła. U nas starała się to robić Koniuszaniec. Gratulacje dla jednej i drugiej.
Jeszcze na 6. minut przed przerwą goście przegrywali dość wyraźnie, bo 15:11. Sama końcówka należała już jednak do nich. Aleksandrowicz przyznała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, że tak ona, jak i jej koleżanki do szatni schodziły już w dobrych nastrojach. - Tak. Funkcjonowała w końcu nasza obrona i właśnie z tej obrony wyprowadzałyśmy szybkie kontry. Mogłyśmy skorzystać z naszych szybkich skrzydłowych. Myślę, że to był powód, że mamy taki wynik a nie inny.
Nie mogła jednak odżałować faktu stracenia przewagi, jaką elblążanki osiągnęły zaraz po zmianie stron (18:21). Na pytanie, czy aby zbyt szybko nie uwierzyły, że te zawody można wygrać odpowiedziała. - Nie, to była nasza głupota. Przytrafiła się nam indolencja rzutowa. Pozwoliłyśmy bramkarce uwierzyć w swoje umiejętności. Rywalki z tego zdobywały bramki, doszły nas i zrobiła się taka nerwowa końcówka - stwierdziła już na koniec.