Gaz-System Pogoń Szczecin przegrała w sobotę z Orlen Wisłą Płock różnicą 5 goli. Zważywszy na fakt, jakie problemy dotknęły w ostatnim czasie szczecinian (brak 4 zawodników) ten wynik, choć jest porażką, wstydu trzeciej ciągle drużynie Superligi nie przyniósł. - Myślę, że tak - potwierdził Michal Bruna. - Przez kilka minut był niestety w tym meczu taki okres, w którym się zagapiliśmy i straciliśmy chyba 5 bramek pod rząd - dodał po chwili rozgrywający.
Początek meczu należał zdecydowanie do wicemistrzów Polski. Pogoń popełniała dużą ilość błędów własnych, szczególnie przy podaniach do swoich kolegów. To sprawiło, że Nafciarze rozpoczęli mecz od stanu 0:3 i taka przewaga, 3-4 goli, utrzymała się aż do 21. minuty tego widowiska. Od tego momentu szczecinianie złapali przysłowiowy "wiatr w żagle" i zeszli na przerwę przy stanie 13:15. Czech w rozmowie po meczu przyznał, że gospodarze uwierzyli w to, że Wisła jest w kryzysie. - Dokładnie. Trener nam mówił, że jak nie teraz to nigdy.
Bruna zapytany o czym się mówiło w szatni Gazowników odpowiedział. - Mieliśmy dalej walczyć. Szkoda, bo mogliśmy zejść do szatni remisując. Nie udało nam się skończyć ostatniej kontry. Nie należy jednak przesadzać. Wisła jest drużyną, która może grać 50 minut słabiej, ale dobrze rozegra końcówkę. To byłaby niespodzianka, gdybyśmy wygrali - nie ukrywał nominalny środkowy rozgrywający, który swoją pozycję często "oddawał" Wojciechowi Zydroniowi.
- Ciężko się tak gra. "Zyga" musiał się nauczyć kilku zagrywek w ciągu 2-3 dni. Wiadomo, że tak nie da rady, nie ma takiej opcji. Próbujemy jak możemy. "Giera" jest jedynym bocznym rozgrywającym. Znam jego rzuty. "Kręcimy kręcimy" - w żartobliwy sposób zakończył rozmowę Czech.