Mecz przy Wolności był starciem trzeciego z czwartym zespołu PGNiG Superligi Mężczyzn. Widoczne było to zwłaszcza przez pierwszych kilkanaście minut, kiedy obie ekipy toczyły rywalizację bramka za bramkę. Jako pierwsi na prowadzenie wyszli szczypiorniści Azotów Puławy, którzy prowadzili jedną - a momentami - dwiema bramkami aż do 10. minuty gry.
Wówczas do ataku ruszyli zawodnicy Górnika Zabrze, którzy po kwadransie gry wyszli na prowadzenie 7:6, a chwilę później dołożyli kolejne trafienie. Od tego momentu rozpoczął się koncert drużyny gospodarzy, a głównym dyrygentem był Sebastian Kicki, który kapitalnie spisywał się między słupkami zabrzańskiej bramki.
Głównie za sprawą kilku efektownych parad "Kicka" w 19. minucie gry zabrzanie prowadzili 10:7, a cztery minuty później już 12:8. W międzyczasie dwukrotnie poderwała się naładowana do granic możliwości ławka gospodarzy, których uspokajać musieli sędziowie. Pierwszy protest miał miejsce, kiedy sędzia zagwizdał rzut karny dla Azotów, a drugi kiedy chwilę później rzutu karnego nie podyktował dla Górnika.
Śląskiej drużynie to jednak nie przeszkodziło w zdobywaniu kolejnych bramek. W efekcie w 23. minucie gry prowadzili 13:8, a trzy minuty później podwyższyli prowadzenie o kolejne dwie bramki. Wszystko to albo po błędach zawodników puławian, albo kolejnych kapitalnych obronach Kickiego.
W samej końcówce bramkarz Trójkolorowych skapitulował dwukrotnie, ale w międzyczasie dwie bramki dołożyli też jego koledzy z ofensywy, co zaowocowało wysokim prowadzeniem Górnika do przerwy 17:10.
Od początku drugiej połowy Azoty rzuciły się do odrabiania strat, ale kiedy Górnik zaatakował - w raptem kilka minut z sześciu bramek różnicy zrobiło się... dziesięć. W 42. minucie gry zabrzanie wyszli bowiem na prowadzenie 25:15 i wtedy jasne było, że nic złego już gospodarzom się w tym meczu wydarzyć nie może.
Tak też było. Podopieczni Patrika Liljestranda w ostatnim kwadransie w pełni kontrolowali boiskowe wydarzenia. Nie forsowali już tempa i przy każdej sposobności umiejętnie kradli bezcenne dla puławian sekundy, przez dłuższy czas utrzymując wysokie 9-10 bramkowe prowadzenie.
Kiedy w poczynania zabrzan - tradycyjnie już w końcówce - wkradło się zbytnie rozluźnienie i Azoty wychodziły z groźnymi kontrami zazwyczaj na przeszkodzie stawał Mateusz Kornecki, który na ostatnie minuty gry zmienił owacyjnie żegnanego przez kibiców Kickiego.
Równie duże brawa otrzymał wychowanek zabrzańskiego klubu Tymoteusz Piątek, który na placu gry pojawił się na ostatnich pięć minut i zdobył trzy bramki. To przypieczętowało zwycięstwo Trójkolorowych 33:26.
Górnik Zabrze - KS Azoty Puławy 33:26 (17:10)
Górnik: Kicki, Kornecki, Banisz - Niedośpiał, Nat 1, Mokrzki, Stodtko 1, Kuchczyński 1, Kubisztal 3 (0/1), Jurasik 9, Banisz, Bushkou 5, Tomczak 10 (6/6), Twardo, Kandora, Piątek 3..
Azoty: Bogdanov, Stęczniewski - Tylutki 1, Jankowski 1, Łyżwa, Kus, Skrabania 3, Tarabochia 1, Babicz 1, Szyba, Przybylski 1, Masłowski 4, Krajewski 4 (1/1), Sobol 9 (5/5), Grzelak 1.
Kary: Azoty 4 min - Górnik 12 min.
Widzów: 800.
W Czytaj całość