- W pierwszej połowie mieliśmy mecz pod kontrolą, ale w drugiej daliśmy Azotom trochę odjechać. A nawet o tyle nie Azotom, co Maciek Stęczniewski zaczął bronić, bo będziemy mieć ciężko. I ku**a jak na złość zaczął bronić, a my jak dzieci rzucamy w niego, zamiast obok niego. Ale co zrobić... - bezradnie rozkłada ręce Mariusz Jurasik, gracz Górnika Zabrze.
[ad=rectangle]
Zwycięstwo śląskiej drużynie zapewnił "Józek", który w ostatnich sekundach gry w drugiej połowie faulem zatrzymał wyprowadzającego piłkę meczową rywala. - To był faul taktyczny i robiłem wszystko, żebyśmy tej bramki nie stracili. Ja go nie złapałem nawet za rękę czy inną część ciała. Gdyby nie była to akcja meczowa, to pewnie sędziowie odgwizdaliby zwykły faul. Nie wiem czemu sędziowie potraktowali to jako "czerwień" - przyznaje 38-latek.
Akcję poprzedzającą czerwoną kartkę poprzedził długi atak pozycyjny Górnika zakończony słabym rzutem Witalija Nata. - Gdyby Witek nie zdecydował się na rzut, to pewnie obyłoby się bez takiej nerwówki w końcówce. Ale gdyby babcia miała jaja, to by była dziadkiem. Były cztery sekundy do końca, to miał pograć piłką, mógł ją nawet wyrzucić w aut. Ale nie rzucać i to jeszcze w taki sposób - kręci głową z niedowierzaniem Jurasik.
Nie najlepiej spisywali się też bramkarze z Zabrza, którzy nie mieli najlepszego dnia. - O postawie chłopaków między słupkami nie będę się wypowiadał. Pogadamy sobie o tym w szatni, a ja nie jestem od oceniania. Trener już z nimi rozmawiał i na pewno kilka spraw przemyślą - wskazuje były reprezentant Polski.
Pierwszy triumf Trójkolorowych w batalii o brąz rodził się w bólach. - Na własne życzenie sobie końcówkę tego meczu skomplikowaliśmy. Broniliśmy i wyprowadzaliśmy kontry, ale trzeba było po nich rzucać jeszcze bramki. My za to pod bramką Azotów zachowywaliśmy się jak w przedszkolu - irytuje się były reprezentant Polski.
- Czeka nas drugi mecz i musimy go wygrać. Przede wszystkim musimy grać konsekwentniej, bez takich zrywów. Trzeba też wykorzystywać sytuacje, a nie rzucać prosto w bramkarza. Wiadomo, że Maciek Stęczniewski, to chłop jak dąb i zasłania dwie trzecie bramki, ale zawsze jest miejsce, by rzucić obok niego. Ofensywa jest zdecydowanie do poprawy - puentuje gracz drużyny z Wolności.
Nie wiadomo czy dziś zagra.