Wszyscy ci, którzy spodziewali się, że po zaciętym sobotnim starciu z KS Azotami Puławy w niedzielę gracze Górnika Zabrze odjadą rywalowi poważnie się rozczarowali. Drugie spotkanie o brązowy krążek miało bowiem niemal identyczny przebieg co pierwszy mecz, a losy rywalizacji ważyły się praktycznie do ostatniej syreny, kiedy ostatnią bramkę rzucili goście.
[ad=rectangle]
Było to jednak trafienie na otarcie łez, bo wcześniej przegrywali trzema bramkami, a ich kontry zatrzymywał bardzo dobrze tego dnia dysponowany Artur Banisz. - W końcówce bardziej się zmotywowaliśmy, było widać, że poprawiliśmy też koncentrację i grę w obronie. Zaliczyliśmy kilka fajnych przechwytów i wyszliśmy na 2-3 bramkowe prowadzenie - analizuje doświadczony gracz śląskiej drużyny.
- W ostatniej minucie trochę za bardzo się rozluźniliśmy, bo pozwoliliśmy Azotom rzucić dwie kontry. Na szczęście mieliśmy jeszcze bramkę zapasu i to my mogliśmy się cieszyć z drugiego zwycięstwa. To dla nas bardzo ważne, szczególnie pod względem psychologicznym - przekonuje bramkarz zabrzan.
Nominalna bramkarska trójka Górnika w dwumeczu z puławską ekipą zawiodła. Ani Sebastian Kicki, ani Sebastian Suchowicz, ani Mateusz Kornecki formą nie zachwycali. Najlepiej z zabrzańskich bramkarzy wypadł Banisz, który w ostatnich pojedynkach nie łapał się nawet do meczowej kadry. - Dostałem szansę i wróciłem do gry po sześciu meczach przerwy. Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie i będę robił co w mojej mocy, żeby Górnik miał ze mnie pożytek - zapowiada 36-latek.
Charakterny zawodnik Trójkolorowych przestrzega jednak przed popadaniem w hurraoptymizm. - Nikt nie może mieć wątpliwości, że w Puławach czeka nas wojna i Azoty na pewno nie odpuszczą. Chłodzimy gorące głowy i przygotowujemy się do tego, by na wyjeździe rozstrzygnąć sprawę medalu. Bardzo chcemy, by tak się stało, ale na parkiecie może wydarzyć się wszystko. Smak medalu poczujemy dopiero jak będziemy mieli go na szyi - puentuje gracz drużyny z Wolności.