Niesamowite tempo narzucili sobie w sobotę piłkarze ręczni Gaz-System Pogoni Szczecin i Vive Tauronu Kielce. To było niewątpliwie in plus dla blisko 4-tysięcznej publiczności zasiadającej w Arenie Szczecin, ale nie do końca dobre dla... samych szczecińskich szczypiornistów. Mistrzowie Polski zdawali sobie sprawę, że m.in. w dłuższej ławce rezerwowych tkwi ich siła i starali się z tego korzystać. Na to samo nie mogli sobie pozwolić miejscowi. Z tego też powodu o tym, co znaczy ból przypomniał sobie Wojciech Zydroń. Skrzydłowego złapały silne skurcze i na 9 minut przed końcem zmuszony był opuścić parkiet. Jak się potem okazało, nie na długo, choć pewne ryzyko mikrourazu istniało.
[ad=rectangle]
- Czy były emocje? Pewnie tak. Faktycznie jednak złapał mnie skurcz. Powtórzyła się historia z zeszłego sezonu, w którym właśnie to mnie wykluczało z dalszej gry. Nastąpiła jednak szybka reakcja naszych masażystek. To pozwoliło wejść mi ponownie na parkiet - krótko skomentował sytuację z 51. minuty inauguracyjnego spotkania "Zyga".
Dłuższy komentarz zdecydował się natomiast skierować w stronę samych kibiców, którzy nie oszczędzali swoich gardeł, by jakkolwiek pomóc swoim zawodnikom. - Ta liczna publiczność, która zgromadziła się tutaj przy Szafera, w pewnym momentach dała o sobie znać. W tych ważnych chwilach potrafili nas pchnąć. Wiele akcji w naszym wykonaniu mogło im się podobać, podobnie jak cały mecz. Myślę, że było to niezłe widowisko - ocenił.
- Żałuję tylko jednego: że nie udało nam się pokusić choćby o remis. Wierzę jednak w to, że kibice są z nas dumni i razem z nimi w tej lidze "nabroimy" - dodał na koniec, już z nieco większym animuszem lewoskrzydłowy Pogoni.