Od początku mecz z KS Azotami Puławy ułożył się po myśli szczecinian. Wynik otworzył Bartosz Konitz, a po rzucie karnym w wykonaniu Wojciecha Zydronia było już 5:1. Pewną "zadyszkę" Gaz-System Pogoń złapała dopiero w okolicach 21. minuty zawodów. - Nie da się grać ze 100-procentową skutecznością. Po drugiej stronie parkietu też jest obrona, też stoi bramkarz. Faktycznie, były takie momenty, w których rywal się postawił i trudno było zdobyć bramkę. My jednak graliśmy konsekwentnie swoją piłkę ręczną i to przyniosło efekt - stwierdził Lech Kryński.
[ad=rectangle]
Bramkarz Gazowników zwrócił też uwagę na grę rywala, który dość szybko próbował zniwelować przewagę gospodarzy. Tymczasem ich strata zamiast się zmniejszyć, to jeszcze wzrosła. - Przy takim wyniku nie ma co się spieszyć. Dwie bramki to jest i dużo, i mało. My staraliśmy się robić swoje powoli. Jak widać po końcowym wyniku, to się udało - ocenił.
- Bodajże do 52. minuty nasza przewaga nie była jeszcze tak duża i różnie mogło się to skończyć. Parę piłek złapaliśmy w obronie. Pojawiły się błędy przeciwnika, z których rzuciliśmy łatwe bramki. W końcówce koledzy nie pomylili się chyba ani razu - stwierdził Kryński, który sam tych piłek obronił co najmniej kilka dając po raz kolejny jasny sygnał swoim nie tak dawnym krytykantom.
Zapytany na koniec, czy czuje się zaskoczony miejscem, na jakim wylądowała po pierwszych siedmiu spotkaniach w PGNiG Superlidze Mężczyzn Pogoń, odpowiedział bez kozery. - To bardzo dobry wynik. Uważam, że na początku mieliśmy dobry układ spotkań. Zupełnie inaczej się gra, jak zdobędziesz wcześniej parę punktów. Łapie się tzw. drugi oddech, jest więcej luzu i ciąży mniejsza presja - skwitował na koniec nasz rozmówca.
Mamy w Szczecinie dwóch równorzędnych bramkarzy, którzy godnie zastępują Stojkovica, oby tak dalej ;)