Kibice, którzy dość licznie przybyli na nowy obiekt przy ul. Szafera w Szczecinie obejrzeli bardzo emocjonujące spotkanie. Obie siódemki grały falami, w dość szybkim, ale jednak nierównym tempie. - Był to mecz walki. Cieszymy się z takiego a nie innego wyniku. Dla nas to spotkanie było bardzo ważne. Uważam, że remis z mistrzem Polski pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku - nie ukrywał radości po spotkaniu trener gospodyń Adrian Struzik.
[ad=rectangle]
Jednym z kluczowych momentów meczu mógł być ten, w którym miejscowe wyszły na prowadzenie 19:14. Niesamowita seria jednak dość szybko się skończyła. - Było jeszcze bardzo dużo czasu. Zespół z Lublina zresztą pokazał, że potrafi niwelować takie straty. Do końca zostało jeszcze ponad 15 minut, więc to naprawdę sporo. Cieszymy się z tego meczu, bo po raz kolejny zagraliśmy bardzo dobrze w obronie. Straciliśmy tylko 23 bramki, podczas gdy rywal rzucał ich średnio 34 na mecz - zaznaczył szkoleniowiec.
Zauważył przy tym jeszcze jedną ważną rzecz. - Jeśli spojrzy się na tabelę, to jesteśmy najlepiej broniącą drużyną. To jest ważne, a moment, w którym zaczniemy wykorzystywać nadarzające się okazje przyjdzie, bo nie wierzę w to, że coś takiego nie ulegnie zmianie - dodał.
Co ciekawe, sam szkoleniowiec, widząc taką a nie inną grę swojej drużyny, postanowił dać więcej czasu na parkiecie jednej siódemce. - Widziałem, że idzie, więc nie było sensu nic takiego robić. Zmian się dokonuje: a - jeśli zawodnik jest zmęczony, b - jak gra słabo. Tego dnia wszystkie zmiany, które były dokonane miały coś zmienić, bo widać było, że zespół z Lublina "stanął piętami przy linii". Kasia Duran rzucała z drugiej linii, natomiast chodziło o to, by zmusić je do wyjścia, dlatego na prawym rozegraniu pojawiła się Ola (Zimny - dop. red.). Dla niej było to niesamowite przeżycie. Gra w tej lidze coraz więcej. Sądzę, że będzie z niej pociecha, ale ona musi dalej tak pracować. Trzeba było dać też niektórym odpocząć, bo tempo było bardzo szybkie. Tego dnia postawiłem tak, a nie inaczej - stwierdził.
Zapytany na koniec, na co zwracał szczególną uwagę podczas ostatnich 32 sekund po czasie na żądanie dla trenerki Sabiny Włodek, Struzik przyznał. - Na pewno na Martę Gęgę, na kołową i na Dorotę Małek. Wyobraźmy sobie sytuację, że po takim meczu tracimy bramkę w ostatnich sekundach. To byłby po prostu dramat, ale tego nie ma. Jest jeden punkt z mistrzem Polski - podsumował.