Krzysztof Niedzielan: W poprzednim sezonie na półmetku drużyna zajmowała piąte miejsce, a teraz plasuje się na dziewiątej pozycji.
Wiesław Rutkowski: Uważam, że nie ma co wylewać łez nad przegranymi meczami. Warunki, jakie ma Olimpia mocno odbiegają od drużyn z czołówki tabeli. Ambicja dziewczyn jest wielka, ale czegoś zabrakło. Dość dużo działo się w tym sezonie. Zmieniliśmy trenera i wiele innych rzeczy złożyło się na to, że było ciężko te punkty uzbierać. Sytuacja nie jest wcale taka zła. Dziewiąte miejsce nie zamyka nam drogi do play-off. To jest realne, jeśli dziewczyny będą trenowały z takim zaangażowaniem, jak teraz. Druga runda powinna być ciekawsza i lepsza dla nas.
[ad=rectangle]
Mówi pan o trudnych warunkach, ale podobne były rok temu, czy dwa sezony wstecz.
- Niektórzy mówią, że pierwszy sezon w superlidze jest najtrudniejszy, inni że drugi. Może coś w tym jest, że gdy minie euforia, następuje rozprężenie. Zawodniczkom spada koncentracja, zaczyna brakować determinacji do tego, by grać do końca z zębem. Tego właśnie zabrakło nam w kilku meczach. Mimo dobrej gry przegrywaliśmy w końcówkach. Trzeba też pamiętać, że kobieta zmienną jest.
Roszada na ławce trenerskiej była konieczna do uratowania tej rundy?
- W kryzysowych momentach trzeba podjąć decyzję. Można wymienić połowę składu, albo trenera. Z ciężkim sercem podziękowaliśmy Lucynie Zygmunt, ale dzięki zmianie dziewczyny znów od nowa musiały walczyć o swoją pozycję. Nie było nazwisk, nie było zasług. Liczyliśmy na to, że przyniesie to większe zaangażowanie w treningi i w mecze. Mam nadzieję, że po nowym roku będzie już to bardzo dobrze widać.
Korzystne może być to, że trenerka Zygmunt wróciła do szkolenia młodzieży.
- Przez lata wykonała wielką pracę, czego efektem jest gra jej wychowanek w pierwszej drużynie. Liczymy, że w przyszłości to grono się powiększy i więcej sądeczanek będzie grało w PGNiG Superlidze. Drużyna oparta na swoich zawodniczkach ma zupełnie inny klimat. To oczywiście wymaga lat pracy. Ważne, aby te młode szczypiornistki pracowały pod okiem tak dobrego trenera, jak na przykład Lucyna Zygmunt. Wtedy jest szansa na systematyczny rozwój, a kiedy włączy się je do pierwszego zespołu, mobilizacja jest jeszcze wyższa.
Mówiąc o trudnych warunkach, miał pan na myśli też finanse?
- Nie tylko my borykamy się z takimi problemami. Słyszymy, że nawet MKS Lublin ma kłopoty finansowe. Piłka ręczna kobiet to ciężki kawałek chleba, dlatego liczymy na dalszą pomoc miasta i sponsorów. Myślę, że w kolejnym roku uda się to wszystko jakoś powiązać. Chcielibyśmy, aby nasz budżet sukcesywnie wzrastał, co pozwoliłoby na dalszy rozwój.
Wielokrotnie informował pan na łamach naszego portalu o kłopotach Olimpii-Beskidu z pieniędzmi, a mimo to klub cały czas istnieje i walczy na najwyższym szczeblu.
- Wspomagają nas dobrzy ludzie. Mniejsze firmy wpłacają drobne sumy, a miasto w 2014 roku było bardziej hojne zwiększając dotację, ale mimo to brakuje nam środków na dokończenie tego roku i rozpoczęcie następnego. Wierzymy jednak, że po reelekcji prezydenta Nowego Sącza Ryszarda Nowaka, nie będzie nam gorzej, niż w ubiegłych sezonach.
Zbliża się 2015 rok, więc pojawia się nowa perspektywa miejskich pieniędzy na sport.
- Jeżeli miastu zależy na tym, żeby dziewczyny grały, muszą to być środki, które zapełnią w przynajmniej 70 procentach budżet klubu. Resztę można pozyskać od sponsorów, choć nie udaje się to już dwa lata, więc trudno marzyć, że tym razem się to zmieni. Cały czas rozmawiamy z różnymi firmami, ale niestety odbijamy się od ściany. Firmy sądeckie sponsorują inne sporty i do tego czasu nie udało się nam ich zainteresować. Liczymy na to, że coś się zmieni.
O jaką kwotę dotacji klub będzie wnioskował?
- Chcielibyśmy dostać przynajmniej 700 tysięcy złotych. To plus wsparcie wspomnianych mniejszych firm daje możliwość funkcjonowania. Przy wyższej dotacji łatwiej byłoby zdobyć środki na dodatkowe potrzeby. Myślę, że w takim przypadku drużyna odwdzięczyłaby się świetnymi wynikami.
Są zatem perspektywy na wzmocnienia?
- Na ten moment nie możemy nawet o tym marzyć. Testujemy młode dziewczyny, nasze juniorki, które mogłyby dołączyć do pierwszej drużyny. Żeby myśleć o transferach, najpierw musimy rozwiązać problemy finansowe.
Czy wszystkie zawodniczki zostaną w Olimpii?
- Tego nie wiemy, bo co roku dziewczyny są kuszone przez inne kluby. Czekają nas rozmowy o przedłużeniu kontraktów na następną rundę.
Jeżeli byłyby możliwe wzmocnienia, to na jakich pozycjach?
- Potrzebowalibyśmy trzech dobrych zawodniczek - na prawe skrzydło, rozegranie i bramkę. Wtedy moglibyśmy pomyśleć przynajmniej o środku tabeli.
Serbka Sanja Lapcevic dalej będzie zawodniczką Olimpii-Beskidu Nowy Sącz? Można powiedzieć, że to transferowy niewypał.
- Skończyła się jej wiza i musi teraz wyrobić sobie nową. Obie strony muszą się też zastanowić nad przyszłością. Zastanawiamy się czy będzie przydatna, bo poziom który reprezentowała nie był wystarczający. Materiały filmowe, które dostaliśmy, przedstawiające jej mecze w Crvenej Zvezdzie Belgrad sugerowały, że to prawdziwa snajperka z rzutem z 8-9 metrów. W praktyce brakowało jej siły, dynamiki i nie sposób było ją wykorzystać podczas meczów ligowych. Jej przyszłość w naszym klubie stawiamy pod znakiem zapytania.
PGNiG Superliga ruszy dopiero po nowym roku, ale wcześniej będzie można zobaczyć sądecką drużynę w akcji. 12 i 13 grudnia w Nowym Sączu odbędzie się międzynarodowy turniej.
- Swój udział potwierdziły już Galiczanka Lwów z Ukrainy i Iuventa Michalowce ze Słowacji. Niestety kilka drużyn z powodów finansowych zrezygnowało z przyjazdu. Mamy jeszcze rezerwowe opcje - prawdopodobnie przyjedzie drużyna z Węgier. Na dniach będziemy znać pełny skład.