W sobotę reprezentacja Polski przez długi czas walczyła z Dunkami, jednak te w końcu odjechały na kilka bramek, by ostatecznie zwyciężyć różnicą dziewięciu trafień. - Pierwsza połowa była bardzo poprawna taktycznie z naszej strony. Wybijaliśmy Dunki z rytmu, zwalnialiśmy akcje. Jeszcze na początku drugiej części spotkania wyglądało to dobrze, ale w końcu się coś zacięło - zauważył Artur Siódmiak.
[ad=rectangle]
Nie wszystko co funkcjonowało w poprzednich meczach, tym razem działało jak należy. - Słabiej spisała się Karolina Kudłacz. Alina Wojtas miała dużo przestrzelonych rzutów. Dla Dunek to woda na młyn. One się nakręcają i sprawiły nam spore problemy w obronie. Wynik był za wysoki, ale zabrakło nam skutecznego konceptu na grę w ataku pozycyjnym. Był on dość schematyczny i nie pozwolił się przebić przez dobrze funkcjonującą obronę. Pojedyncze zrywy pod koniec były już tylko łabędzim śpiewem - przyznał wielokrotny reprezentant Polski.
- Pozytywnie spisała się Aleksandra Zych i szkoda, że nie zagrała we wcześniejszych meczach. Anna Wysokińska, która dołączyła do drużyny nie miała szans się wykazać. Liczyłem przed meczem, że dziewczyny zagrają bez kompleksów po meczu z Rosją, jednak starczyło sił na 35 minut. Dunki podkręciły obronę, dobrze grały w kontrataku, duży problem stwarzała Kristiansen, swoje zrobiła bramkarka Toft. Przez to nie udało się zdobywać bramek w ataku pozycyjnym - ocenił Siódmiak.
Przed naszymi reprezentantkami dwa ostatnie mecze. - Przegraliśmy medal, ale trzeba walczyć dalej o jak najlepsze miejsce w turnieju, które ma duże znaczenie w kontekście losowania na MŚ. Norwegia to mój faworyt do zdobycia mistrzostw Europy, więc będzie niezwykle ciężko. Natomiast teoretycznie łatwiejszy powinien być ostatni mecz z Rumunią - dodał Artur Siódmiak.