Krzysztof Kempski: To był trudny mecz dla pana podopiecznych. Nie brakowało emocjonującej końcówki spotkania, ale po raz kolejny z happy endem.
Edward Jankowski: Zgadza się, tym bardziej, że było to rozpoczęcie drugiej rundy. Ja z kolei miałem roczną przerwę. Musiałem się w Koszalinie zaaklimatyzować. Nie było to takie proste, bo z tym zespołem przebywam od półtora tygodnia. Więcej uwagi poświęciliśmy na motorykę niż na trening typowo taktyczny. Tutaj potrzeba dużo taktyki, ale nas jest mało. W dodatku wypadła nam jeszcze Kalska. Trzeba jednak powiedzieć, że jestem zadowolony z postawy drużyny. Wytrzymały całe 60 minut, chociaż grały nierówno. Miały 4-5 bramek przewagi, ale mogły dobić przeciwnika. Oddaliśmy 27 rzutów, a to jest bardzo dużo. Tym samym skuteczność bramkarki Gapskiej wyniosła chyba z 60 proc. Nasze bramkarki odbiły z kolei 15-16 piłek. To jest spora różnica.
[ad=rectangle]
Postanowił pan zmienić środowisko. W Lublinie spędził pan naprawdę wiele lat i odniósł sporo sukcesów. Teraz jest pan w Koszalinie. Jak pan się czuje w zupełnie innym regionie Polski?
- Ja ten region znam, bo często tutaj przyjeżdżaliśmy. Byłem tu na obozie. Dwukrotnie również w Mielnie. Swego czasu także w samym Koszalinie, ale to jeszcze na starej hali z Warszawianką, w tym tzw. "kurniku" (hali Gwardii). W Koszalinie znam trochę ludzi, mam znajomych z byłego zarządu, znam dość blisko prezesów. Z kilkoma zawodniczkami, które są w Enerdze, miałem przyjemność wcześniej współpracować. Jeśli chodzi o te kwestie, to jest w porządku.
Zdradzi pan pewne fakty, jak doszło do tego, że dostał pan angaż w Enerdze AZS?
- Zadzwonił do mnie kierownik, że Energa AZS Koszalin jest zainteresowana, bym z końcem listopada podjął się pracy w tym zespole.
To była szybka decyzja?
- Nie, nie była to szybka decyzja. Ja miałem się zjawić wcześniej, ale tak się nie stało. Były wybory, a co za tym idzie, ścierały się różne polityczne opcje. Dlatego też wszystko było wstrzymane. Po dokładnej analizie podjąłem taką a nie inną decyzję. Zawsze ceniłem tę drużynę, bo od iks sezonów była w czwórce najlepszych zespołów w Polsce. Wiedziałem więc, co to jest za ekipa. Choć wcześniej podobało mi się to trochę bardziej. Poza tym, odeszło kilka zawodniczek, które rzucały z drugiej linii. Teraz mamy problem z tyłem. Zobaczymy, na pewno będziemy coś "kombinować". Okienko transferowe jest otwarte do 8 lutego, tak że będziemy szukać. Pewne rozmowy są już prowadzone, ale nie wiem jak to dalej się potoczy.
Na pana przyjście na Pomorze Zachodnie wpłynęły w jakiś sposób warunki finansowe? Pewne problemy w tej materii ten klub jednak miał.
- We wszystkich zespołach tak jest, jeśli mówimy o finansach czy ekonomii. Wyjątkiem jest chyba tylko Zagłębie Lubin. Mój były klub tak samo ma problemy. Dziewczyny nie dostały wypłat za listopad i grudzień. Tutaj (w Koszalinie - dop. red.) akurat otrzymały. Te problemy nękają szczególnie mocno piłkę ręczną żeńską. U mężczyzn wygląda to lepiej. Jeśli jest jakiś wynik i sukces, to tych sponsorów można poszukać, ale jeśli gra się w okolicach 6-9 miejsca, to trudno jest o jakieś pieniądze.
Przejął pan zespół, który rundę zakończył na wysokim trzecim miejscu. Jakie są cele na koniec sezonu?
- Liga się dopiero zaczęła. Mówię oczywiście o tej drugiej rundzie. Trwa ona dość długo, grać się będzie non stop. Różnie to może wyglądać. Niemniej, układ gier mamy bardzo dobry. Wszystkie czołowe zespoły przyjmiemy u siebie. Czekają nas jednak trzy trudne wyjazdy, do Szczecina, Chorzowa i najbliższy do Jeleniej Góry. KPR jest akurat zespołem, który potrafi u siebie sprawić niespodziankę. To jest nasz główny cel na chwilę obecną. A jeśli mówimy szerzej, to dopiero play-offy pokażą, w jakim miejscu jesteśmy. Tylko, żeby tam grać, to trzeba wyjść z dobrej pozycji. Jeśli zajmie się 2-3 miejsce, to sytuacja wygląda wtedy zupełnie inaczej.
Dysponuje pan składem złożonym z zaledwie 10 zawodniczek. Przedstawił pan zarządowi klubu "listę życzeń", bo grać takim wąską kadrą przez cały sezon po prostu nie sposób?
- Nie da rady takiej listy przedstawić, bo z polskiej ligi bardzo trudno jest kogoś "wyciągnąć". Z Zachodu nie, bo to nie te pieniądze. Można trochę ze Wschodu, puściłem już tam pewne wici. Może pozyskamy kogoś z Ukrainy, ale na razie brak odzewu. Trzeba czekać, liczę jednak na to, że z kimś się dogadamy. Prowadzę rozmowy z dwiema zawodniczkami, lecz na chwilę obecną nie są one sfinalizowane.