Katarzyna Duran: Myślałam, że zdejmę buty i powieszę na kołek

Zdecydowała się wziąć odpowiedzialność za wynik zespołu w końcówce meczu. Oddała rzut, trafiła i jej Pogoń Baltica zremisowała z Zagłębiem po 24. - Spotkanie jest dla nas wygrane - przyznaje Duran.

SPR Pogoń Baltica Szczecin częściowo wyrównała rachunki remisując w meczu na szczycie. Była szansa na więcej, ale tak naprawdę dokonać tego mogły obie siódemki. - Ten mecz w ogóle był dziwny. To jest moje zdanie, ale wiem z szatni, że inne dziewczyny też tak czuły. Myślę, że spotkanie jest dla nas wygrane, bo w końcówce przegrywałyśmy jedną bramką. To my dorzuciłyśmy na remis, potem Zagłębie miało przez kilkanaście sekund piłkę, więc przez ten pryzmat jesteśmy zadowolone. Oczywiście z przebiegu meczu mogłyśmy go wygrać i zabrać ze sobą dwa punkty, ale jak pokazało życie, musiałyśmy gonić, by zremisować - powiedziała Katarzyna Duran.
[ad=rectangle]
Rozgrywająca pozostawiła na parkiecie sporo zdrowia. Była najczęściej i najostrzej faulowaną zawodniczką szczecinianek. Sama zainteresowana zauważyła jednak w tym duży plus. - Całe szczęście, że mnie obijały, bo jak to robiły, to przynajmniej trafiałam. W momencie, kiedy byłam sam na sam i nikt mnie nie faulował, te bramki nie padały. Mam o to do siebie duże pretensje. Obiecałam trenerowi, że do środy mnie nie zobaczy. Muszę się najpierw wyleczyć - przyznała.

Zapytana, czy był taki moment w tamtym spotkaniu, który można byłoby uznać za kluczowy dla losów rywalizacji, Duran odparła. - Na chłodno trudno to ocenić. Ten mecz był bardzo szalony, kosztował nas dużo sił, nie brakowało w nim emocji. Na pewno był jednak taki moment, że mogłyśmy odskoczyć, ale taką samą okazję miało Zagłębie, kiedy otrzymałyśmy karę dwóch minut. Raz my goniłyśmy, raz one. Podział punktów jest więc sprawiedliwy - dodała.

O prawdziwy zawrót głowy przyprawiała tego dnia Monika Maliczkiewicz. Broniła z bardzo wysoką skutecznością. Najwięcej problemów sprawiła skrzydłowym Pogoni. - Ja myślałam, że się rozbiorę, zdejmę buty i powieszę całe ubranie na kołek. Gdybym miała więcej włosów na głowie, to bym je rwała. Były frustracja i zdenerwowanie. Dobrze, że mimo wszystko potrafiłyśmy robić swoje, że próbowałyśmy i nie bałyśmy się. Nikt nie spuszczał głowy i się nie poddawał, tylko walczył do końca - skwitowała z rozbrajającą szczerością, ale i przymrużeniem oka rodowita gryfinianka.

Komentarze (0)