Zdecydowanie jedno z najsłabszych spotkań rozegrały w niedzielę szczypiornistki Energi AZS Koszalin. Stosunkowo łatwo poradziły sobie z tak grającym rywalem podopieczne Adriana Struzika.
- Powiem to już kolejnemu dziennikarzowi, nie byłyśmy tego dnia zespołem ani w obronie, ani w ataku. Powodowało to, że oddawałyśmy rzuty z nieprzygotowanych sytuacji, z czym bramkarka ze Szczecina łatwo sobie radziła. Pogoń wyprowadzała kontry, karciła nas łatwo zdobytymi bramkami. Zrobił się duży dystans, który my z kolei chciałyśmy szybko odrobić. Wkradła się nerwowość, kolejne głupie błędy, przez które ciągle ten wynik oscylował w okolicach 6 bramek straty. Bardzo chciałyśmy, myślę, że nawet za bardzo i się nie udało - szeroko opisała przyczyny piątej porażki Energetycznych Sylwia Matuszczyk.
[ad=rectangle]
Obrotowa z Koszalina przyznała jednak, że wąski skład nie miał wpływu na przebieg boiskowych wydarzeń. - Myślę, że fizycznie tego meczu nie przegrałyśmy. Przegrałyśmy w obronie i w ataku brakiem zespołowości. Na względy motoryczne nie zrzucałabym tutaj żadnej winy. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowane. Miałyśmy siłę biegać, ale tego dnia nie było tej iskierki i chemii między nami, która jest u nas zawsze. Powoduje ona, że w końcowym rozrachunku to my jesteśmy lepsze - dodała.
Wyraźnie raził za to brak prawego skrzydła. Zrozumiałą frustracją okazywały to chociażby Aleksandra Kobyłecka czy też Joanna Chmiel. Ich podania "na pamięć" powodowały, że piłka lądowała w... pustym narożniku zamiast w dłonie skrzydłowej. - Na pewno pokrzyżowało nam to trochę plany. Nie mamy nikogo na zmianę na prawe skrzydło. Ten element też nie był ćwiczony na treningu. Z tego poszły błędy. Jak widać musimy to przećwiczyć, poszukać innych wariantów, bo potem nie jesteśmy w stanie od razu zagrać w takim składzie, który nie był trenowany - powiedziała na koniec Matuszczyk.
Nie da się grać całego sezonu na równym poziomie bez zmienniczek.