Przed spotkaniem wiele mówiło się, że pojedynek Śląska z Wybrzeżem będzie starciem z serii tych za "cztery punkty". Patrząc na układ tabeli, trudno się z tym nie zgodzić. Dwa oczka zdobyte przez gdańszczan stawiają ich w lepszej sytuacji przed fazą play-out, która zadecyduje o pozostaniu w lidze.
- Na pewno liczyliśmy na dwa punkty, bo jest to nasz bezpośredni przeciwnik w walce o utrzymanie. Zagraliśmy po prostu słabiej w obronie i nieskutecznie w ataku. Nie rzucaliśmy z dobrych pozycji, nie wykorzystywaliśmy kontr. Szkoda, bo był to mecz za cztery punkty. Tracimy dwa oczka do Gdańska i musimy dalej walczyć. Mamy jeszcze kilka pojedynków do rozegrania i liczę, że w fazie zasadniczej zdobędziemy jeszcze punkty. Później w play-out różnie bywa - ocenił jeden z najbardziej doświadczonych graczy Wojskowych Grzegorz Garbacz.
[ad=rectangle]
Przez sporą część spotkania Wybrzeże kontrolowało przebieg rywalizacji, lecz na początku drugiej połowy do zrywu zerwali się szczypiorniści z Dolnego Śląska. Wrocławianie po bramce Ivana Telepneva doprowadzili do remisu 17:17. Ostatecznie zabrakło sił, by wyjść na prowadzenie. Podopieczni trenera Daniela Waszkiewicza wykorzystywali błędy ustawienia Wojskowych i ponownie zdołali zbudować przewagę.
- Ciężko pracowaliśmy, by doprowadzić do remisu, wcześniej rywale prowadzili 5-6 bramkami. Doszliśmy ich, ale zabrakło wykończenia akcji, dorzucenia przeciwnikowi 1-2 bramek. Wtedy Gdańsk mógłby pęknąć. Niestety zamiast wyjść na prowadzenie, Wybrzeże rzuciło nam 3 bramki i znowu zaczęliśmy gonić. Nieraz za szybko oddawaliśmy rzuty, w obronie tworzyły się dziury, co powodowało, że rywale z bardzo łatwych pozycji rzucali bramki - przyznał Garbacz.