Marko Tarabochia: Zapomnieć o meczu w Zabrzu

W pierwszym meczu I rundy fazy play-pff Górnik Zabrze na własnym parkiecie uległ Azotom Puławy 30:33. Puławianie, zwłaszcza po nieudanym początku fazy zasadniczej, nie byli faworytami tego starcia.

Niedzielny mecz był dla puławian bardzo udany. Udany z co najmniej czterech powodów, mianowicie pokonali na wyjeździe odwiecznego rywala, uczynili to w ważnej fazie play-off, pokazali, że wciąż liczą się w grze po słabszej rundzie zasadniczej i jeszcze zwyciężyli w niezłym stylu. Można byłoby zażartować, że fatalna inauguracja sezonu i zła passa ciągnąca się dość długo to była tylko taktyka, mająca na celu uśpienie czujności przeciwników przed play-offami. - Niestety słabszy początek sezonu to nie było zagranie (śmiech). Dobrze trenowaliśmy od okresu przygotowawczego, ale na parkiecie zabrakło nam trochę szczęścia. Zaczęliśmy sezon z trudnymi rywalami, czyli zespołami z Kielc, Płocka, Zabrza i Mielca. W kilku meczach przegraliśmy nieznacznie, przez 1-2 bramki. W końcówce rundy zasadniczej udało nam się zdobyć istotne punkty. Zaczęliśmy jeszcze mocniej walczyć, więcej biegać i dzięki temu zwyciężyliśmy w ważnych pojedynkach, w tym w spotkaniu w Zabrzu w I rundzie play-off - powiedział rozgrywający Azotów Puławy, Marko Tarabochia.
[ad=rectangle]
Azoty zupełnie odmieniły swoje oblicze. Wydaje się, że duża w tym zasługa doświadczonego trenera Ryszarda Skutnika. Po niedługim okresie jego pracy zespół z Puław przestał biec w ligowym ogonie i znów zaczął liczyć się w stawce. - Jeśli chodzi o zmiany w kwestii sportowej to wiadomo, że każdy trener ma swój system treningów i gry. Trener Skutnik stawia na dobrą obronę i dużo biegania. Pozasportowo wiele się nie zmieniło. Od samego początku atmosfera w zespole była znakomita i nadal tak jest. Zarówno na meczach, jak i na treningach oraz poza nimi - wyjaśnił Chorwat.

Już w pierwszych minutach spotkania było widać, że oba zespoły postawiły właśnie na twardą obronę. W tym elemencie goście zasłużyli na pochwałę. Przyjezdni nie ustrzegli się jednak banalnych błędów, zwłaszcza w szybkim ataku, przez które tracili mozolnie budowaną przewagę. - Popełniliśmy kilka błędów, ale za chwilę to zabrzanie się mylili i znów wychodziliśmy na większe prowadzenie. Wydaje mi się, że jednak to my zagraliśmy dzisiaj lepiej w obronie i to zadecydowało o wygranej - podsumował rozgrywający - To nie był jeszcze nasz najlepszy mecz, były już lepsze. A myślę, że wiele dobrych jeszcze przed nami - dodał.

Bardzo dobre zawody rozegrał Jan Sobol. Pod koniec pierwszej połowy i na początku drugiej wydawało się, że to "złota ręka" Czecha rządzi na parkiecie. Z upływem kolejnych minut widać było, że bohaterów spotkania było dużo więcej. Pojedynek do udanych mogą z pewnością zaliczyć chociażby Tarabochia czy Nikola Prce. - Wszyscy dzisiaj zawalczyliśmy i myślę, że zasłużyliśmy na pochwały. Tak naprawdę bohaterem był każdy kto pojawił się na parkiecie - uznał chorwacki szczypiornista.

Teraz przed ekipą Ryszarda Skutnika rewanż w Puławach. Teoretycznie mecz łatwiejszy, bo puławianie mają przewagę, bo grają przed własną publicznością… Z drugiej jednak strony wydaje się, że po tym co pokazali w Zabrzu, oczekiwania wobec nich wzrosły… - Nie byliśmy faworytem w Zabrzu, to prawda. Ale o niedzielnym meczu musimy szybko zapomnieć. Trzeba dobrze trenować i przygotować się do rewanżu w Puławach. Obejrzymy pojedynek z Górnikiem, dowiemy się co musimy zmienić, nad czym popracować. Myślę, że to będą dobre zawody - powiedział gracz z Puław.

Sztab szkoleniowy, zawodnicy i kibice Azotów z niecierpliwością czekają też na powrót do składu reprezentanta Polski Piotra Masłowskiego . Niebawem zapadną decyzję czy "Masło" wspomoże za niedługi czas kolegów czy trzeba będzie kontynuować rehabilitację. - Mam nadzieję, że Piotrek niedługo wróci do składu. Czekamy jeszcze jakie będą decyzje lekarza. Bardzo nam go na boisku brakuje, ale zdrowie jest najważniejsze - zakończył Chorwat w barwach Azotów.

Źródło artykułu: