Dla obu zespołów pojedynek we Wrocławiu miał kolosalne znaczenie. Śląsk Wrocław walczył o pozostanie w grze o utrzymanie, z kolei sytuacja Wybrzeża Gdańsk w przypadku zwycięstwa stałaby się bardzo korzystna. Już od pierwszych wymian na boisku trwał zacięty bój. Oba zespoły postawiły na twardą obronę, co miało odbicie w licznych wykluczeniach graczy obu drużyn (po 14 minut kar dla Śląska i Wybrzeża). Po początkowym okresie dominacji Wybrzeża, w końcówce pierwszej połowy obudzili się wrocławianie i po rzutach Macieja Ścigaja wyszli na prowadzenie 11:10.
- Od pierwszych minut był to typowy mecz walki. To spotkanie cechowała dużo nieustępliwość. Śląsk trochę zdominował nas fizycznie - ocenił Daniel Waszkiewicz, trener gdańszczan.
[ad=rectangle]
Przewaga Śląska jeszcze bardziej uwidoczniła się w drugiej połowie. Do świetnie spisującego się Ścigaja dołączył Michał Adamuszek i na 13 minut przed końcem gospodarze prowadzili 21:16. W końcówce do głosu doszli gdańszczanie, jednak dobra postawa Piotra Papaja i Marcina Lijewskiego nie wystarczyła do odrobienia strat. - W drugiej połowie odskoczył na pięć bramek. Próbowaliśmy dojść ich na różne sposoby. Niestety zespół Śląska był o tą jedną bramkę lepszy - dodał Waszkiewicz.
Zwycięstwo we Wrocławiu znacznie przybliżyłoby gdańszczan do upragnionego utrzymania. Brak punktów wywiezionych z Dolnego Śląska sprawia, że Śląsk odzyskał nadzieje na nawiązanie walki o ligowy byt. Rywalizacja o utrzymanie będzie trwała do samego końca. - Jeżeli punktów się nie zdobywa, to pojawiają się komplikacje. Nie liczyliśmy, że te punkty przyjdą nam tak łatwo. Każdy mecz jest teraz o wszystko, nawet z Nielbą, która teoretycznie nie ma o co grać, ale nadal walczy - zakończył szkoleniowiec.