Niespełna 37-letni skrzydłowy przypomina, że pierwszy mecz serii jego drużyna przegrała aż 25:36. Dzień później na parkiecie pojawił się zupełnie inny, lepszy zespół i pokonał przeciwników 30:23. - Mam nadzieję, że historia się powtórzy. Chcemy wrócić do Szczecina i zagrać decydujące spotkanie przed własną publicznością. Nie przyjechaliśmy do Puław na wycieczkę z noclegiem - mówi Wojciech Zydroń i dodaje, że w piątek on i jego koledzy zagrali podobnie jak pierwsze starcie serii. - Szwankowała nam gra w ataku. Nie byliśmy tak skuteczni jak ostatnio. Znakomicie spisał się bramkarz puławian. Do tego doszły błędy w obronie. Dla Azotów była to woda na młyn. Wykorzystali nasze chwile słabości - twierdzi.
[ad=rectangle]
"Zyga" kilkukrotnie uśmiechał się w stronę sędziów. Skrzydłowy zaprzeczył, jakoby para arbitrów była najsłabszym ogniwem starcia. - Mam nadzieję, że ci panowie gwizdali to, co widzieli. W tym sezonie pytając o dowody takiej a nie innej decyzji, dostawałem "dwójki". Powiedziałem sobie, że nie będę ich oceniał. Od tego są analizy video - dodaje.
Wojciech Zydroń: Chcemy wrócić do Szczecina
Piątkowa porażka 20:29 z Azotami Puławy bardzo mocno skomplikowała możliwość wywalczenia brązowych medali przez ekipę Rafała Białego. Optymizmu nie traci Wojciech Zydroń.