28-letnia szczypiornistka zaczęła spotkanie z zespołem wicemistrza Polski na ławce rezerwowych, ale w obliczu słabej postawy Sanji Vlaskalić dostała też szansę gry w ofensywie. Ten ruch trenerki Olimpii-Beskidu był słuszny, bo w przeciwieństwie do Serbki, Lesik nie miała większych problemów z trafianiem do siatki Vistalu Gdynia. Co ważne, wspierała też koleżanki w grze obronnej. Sądecki zespół zremisował 26:26. - Na ten remis pracowałyśmy wszystkie, byłyśmy drużyną - podkreśliła była zawodniczka Ruchu Chorzów.
- Oczywiście cieszę się, że rzuciłam 6 bramek. Może w w końcu się przełamałam, bo 4 wcześniejsze mecze były dla mnie katastrofą. Mam nadzieję, że powoli będę wracać do formy i w kolejnych spotkaniach również pomagać drużynie. Liczę na to, że wykorzystałam swoją szansę - dodała Marlena Lesik.
Nadzieja zawodniczki ma również potwierdzenie w słowach opiekunki drużyny z Nowego Sącza. - Marlena bardzo chciała i widać było jej zaangażowanie na boisku. Mimo kilku błędów technicznych muszę ją pochwalić za serce i walkę, ale też pokierowanie drużyną. Nie mamy tak wiele zawodniczek, by któraś czuła, że jest w pierwszym, czy w drugim składzie. Oczywiście nie mówię tutaj o juniorkach młodszych, przed którymi jeszcze dużo pracy i spotkania Superligi pewnie będą oglądały z ławki - skomentowała Lucyna Zygmunt.
Dobry występ Marleny Lesik zbiegł się z solidną postawą całej drużyny Olimpii-Beskidu. Po dwóch porażkach sądeczanki urwały punkt Vistalowi Gdynia. - Zremisowałyśmy z wicemistrzem Polski, więc powinnyśmy się z tego cieszyć. Z drugiej strony czujemy mały niedosyt, bo mogłyśmy ten mecz wygrać. Zabrakło nam trochę chłodnej głowy. Cieszmy się z tego, co mamy. W październiku czekają nas potyczki z Kościerzyną i Ruchem. Mam nadzieję, że będą to pewne 4 punkty - zakończyła rozgrywająca Olimpii-Beskidu.