Spójnia Gdynia wygrała w Świdnicy. Gospodarzom starczyło sił na 40 minut

Nie było niespodzianki w Świdnicy. ŚKPR wyraźnie przegrał ze Spójnia Gdynia, ale goście nie mogą tych punktów zaliczyć do łatwych. Dopóki starczyło sił gospodarze walczyli jak na Szare Wilki przystało. Dwóch gdynian zakończyło zawody z kontuzjami.

Drużyna duetu trenerskiego Marcin Markuszewski, Krzysztof Kotwicki zwyciężyła w Świdnicy 24:17 (8:10), ale już sam wynik do przerwy świadczy, że miejscowi dość wysoko zawiesili poprzeczkę. Dla zespołu znad morza było to drugie zwycięstwo w tym sezonie. ŚKPR Świdnica ma na koncie tylko jeden triumf.

Pierwsza połowa była teatrem jednego aktora. Bramkarz świdnickiej drużyny Tomasz Wasilewicz rozgrywał genialne zawody. Broniąc na poziomie ponad 70 procent popularny "Misiek" był głównym architektem niespodziewanego w sumie prowadzenia ŚKPR-u 10:8. Co ciekawe pierwszy gol w tym meczu padł dopiero w szóstej minucie, a świdniczanie trafili dopiero trzy minuty później przy stanie 2:0 dla Spójni. - Jest pięknie, ale to chyba niemożliwe, żeby "Misiek" był w stanie grać na takiej skuteczności przez cały mecz - w przerwie meczu komentował Jacek Przenzak, działacz ŚKPR-u.

Po zmianie stron Wasilewicz rzeczywiście nieco spuścił z tonu, ale było to przede wszystkim efektem coraz łatwiejszych pozycji rzutowych rywali. Jakość obrony ŚKPR-u słabła z każdą minutą, coraz większe problemy pojawiały się w ofensywie. Wprawdzie tuż po zmianie stron Dmytro Bruy rzucił na 11:8, ale już w 34. minucie był remis 11:11. Świdniczanie jeszcze tylko raz wyszli na prowadzenie, a ostatni remis (13:13) zanotowano w 39. minucie. Od tego momentu na parkiecie niepodzielnie rządzili już goście, którzy systematycznie powiększali swoją przewagę. Ostatecznie wyniosła ona aż siedem bramek.

Radość z dwóch punktów popsuły gościom wydarzenia z ostatnich fragmentów spotkania. Najpierw z podkręconym stawem skokowym z parkietu zejść musiał Wojciech Matuszak, a dokładnie 27 sekund przed końcową syreną jego los podzielił Paweł Dyszer. Po interwencji bramkarz Spójni źle spadł na podłoże i noga nienaturalnie skręciła się w kolanie. Golkiper zszedł wprawdzie o własnych siłach, ale po meczu zastanawiano się czy nie będzie konieczna wizyta w szpitalu.

- Graliśmy dzisiaj z zespołem doświadczonym i ogranym. punktów musimy szukać z rywalami będącymi w naszym zasięgu i jestem przekonany, że jeszcze je zdobędziemy. Nasza drużyna jest budowana w trakcie sezonu i zawodnicy potrzebują czasu na zgranie. Jestem pod wrażeniem ambicji chłopaków, ale w pewnym momencie po prostu zabrakło sił - podsumował Jan Masłowski, prezes ŚKPR-u.

Przypomnijmy, że ŚKPR pozostał w I lidze po wycofaniu Warszawianki. Świdniczanie podjęli się gry na zapleczu PGNiG Superligi i rozpoczęli budowę składu na jej potrzeby dopiero w połowie sierpnia.

ŚKPR Świdnica - Spójnia Gdynia 17:24 (10:8)

ŚKPR: Wasilewicz, Olichwer, Bajkiewicz - K. Rogaczewski 4, Bieżyński 3, Piędziak 2, Bruy 2, Grochowski 2, Kijek 2, Chaber 2, Rzepecki, Krzaczyński, Jarząbek, Czerwiński, Macyszyn, Dębowczyk
Karne: 1/1
Kary: 6 minut

Spójnia: Skowron, Dyszer, Zimakowski – Oliferchuk 8, Rakowski 5, Chyła 2, Ringwelski 2, Brukwicki 2, Matuszak 1, Wróbel 1, Nazimek 1, Pedryc 1, Derdzikowski 1, Kowalski, Bielec, Rychlewski
Karne: 5/3
Kary: 6 minut

Widzów: 150
Sędziowali: Sikora (Chorzów, Boczek (Piekary Śl.)

Komentarze (0)