Przed spotkaniem wszyscy spodziewali się wyższego zwycięstwa Vistalu Gdynia. - Faktycznie, powinno to wyglądać troszeczkę inaczej. Zawiodła nas skuteczność, bo pozycje do rzutów były. Poodbijałyśmy trochę bramkarkę przyjezdnych. Dobrze, że skończyło się tak, jak się skończyło - powiedziała Małgorzata Gapska.
Czy w momencie gdy gdynianki prowadziły wysoko nie włączyła się u nich podświadomość, że mecz jest już wygrany? - Na pewno żadna z nas nie miała w głowie tego, że wszystko się samo wygra. Ostatnio jesteśmy bardzo nierównym zespołem. Potrafimy świetnie zagrać, by potem zostawić formę w szatni. Do końca meczu byłyśmy skupione, skoncentrowane i chciałyśmy powiększać przewagę, ale nie szło - zauważyła bramkarka.
Poza Gapską w zespole Vistalu znajdują się niemal same młode, niedoświadczone zawodniczki. - Ciągle jest bardzo duży potencjał. Indywidualnie każda zawodniczka ma bardzo duże umiejętności. Do tego są one bardzo młode i przyszłość przed nimi. Ciągle brakuje nam kogoś, kto by poprowadził tę grę. Cały czas szukamy i trenujemy, ale bądźmy dobrej myśli. Może za mecz, czy dwa prowadzący się pojawi. Najważniejsze, by załatać dziurę po odejściu Iwony Niedźwiedź, a to nie jest łatwe - przyznała Gapska.
PGNiG Superliga kobiet jest w tym sezonie wyrównana. Czy medal dla Vistalu jest realny? - Trzeba twardo stąpać po ziemi, ale oczywiście jest on realny i na pewno nie mówimy nie. Niezależnie od tego czy jest się srebrnym medalistą, czy beniaminkiem, zawsze trzeba walczyć o jak najwyższe cele. Nie składamy broni. Przed nami play-offy, to system w którym wszystko może się zdarzyć. Najważniejsze by zdobyć jak najwięcej punktów i załapać się jak najwyżej - podsumowała Małgorzata Gapska.